urodziny
kroki swoje na schodach liczę
jakbym nocnym był rabusiem
żeby tylko przejść przez tę ciszę
żeby chociaż na chwilę usiąść
i zagubić się w wiatru płomieniach
spadających na blade powieki
dłonie chwilę potrzymać w kieszeniach
żeby tylko mi było lepiej
lepiej chyba nie mówić mi tylko
bo cóż po tym co niosę ze sobą
dzień się staje bezpowrotną chwilą
a ja wciąż z pochyloną głową
nawet nie wiem przed czym się chylę
czemu oczu nie wznoszę ku górze
chyba boję się właśnie na tyle
że przed samym sobą tchórzę
a miasto powoli układa się do snu
mijają światła na długie godziny
chciałbym wykrzyczeć lecz brak mi
tchu
że dzisiaj przecież są moje urodziny
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.