Usłysz nas
Wołam Cię Boże! Wyciągam swe dłonie
i trwam w uwielbienia odwiecznym
pokłonie.
Wciąż trwam choć już nie chce na pokus mych
wyspie,
i czekam aż kara za grzechy me zniknie.
Zabierze ją przypływ ze słońca świtaniem
i wdzięcznym drewnianych kołatek
stukaniem.
Pobiegnę za Tobą odnajdę twe ślady,
wyłowi je z mroku wstający świt blady.
Wymieszam swe myśli z zapachem kadzidła,
ze słodką wonią boskiego mazidła,
co krwawym twym ranom miało zaszczyt
ogromny
dać ukojenie i zapach swój wonny.
Tłum twych wyznawców złożył swe dłonie,
i zaniósł wołanie w Twej Boskiej
obronie.
Chce Pana swego ukochanego
przez lud okrutnie umęczonego
uwolnić z cierpienia za ludzkie
podłości,
bo to Bóg nieśmiertelny pełen miłości
Ojcze! Woła twe dziecię błądzące po
świecie.
W kajdanach ma dłonie, u stóp dnia
skłonione,
wyciąga swe ręce i płacze w udręce.
I będzie do końca trwało
w pokłonie bo skute ma dłonie.
Gardło ściśnięte głos tłumi tak słaby,
a duszę wciąż trapią bezsenne obawy.
Wciąż serce mu krwawi bo świata nie
zbawi.
Już raz grzechy zmyte na nowo nabyte.
Ciało w dzień wstaje i spełnia
dług Ewy wobec ludzkości.
Lecz ciało to tylko mięso i kości...
Dusza wciąż śpi snem nieprzejednanym,
od Najwyższego w dniu poczęcia
przyznanym.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.