W uwielbieniu dla księżyca i Ciebie
Dla Tego który jest mi przeznaczony
Zmierzch ujmuje mą dłoń
Uwodzi mnie ramionami, spowitym
jedwabiem
Daruje mi swą mroczną władzę
Z pocałunkami w wieńcu mgły
Przez zmierzch, ciemność i światło
księżyca
Płyną me szkarłatne łzy
Niczym skradzione serce i wyszeptana
miłość
Niespełnionych fantazji
Więc proszę…
Ofiaruj mi swój ognisty pocałunek
Pozwól bym przyszła do Ciebie
Z oczami bez łez
Lśniąca księżycem, dająca swobodę
pragnieniom
Byś wił się pod mym czarem
Zsuwam z ramion całun nadprzyrodzonego
snu
Gdy brzemienna mgła
Otwiera przed nami noc ...
Poprzez szepty ze snu
Wokół zachmurzonego księżyca
Który niknie w samotności ...
W tę noc, gdy przerażone gwiazdy
tłumaczą
Swą nieobecność na niebiańskim łuku
Me serce, choć nieuleczone
wiedzie o Tobie - nieznanym mi jeszcze
sny
Czując twój zapach poprzez światło
gwiazd
Dłonie wokół mej szyi
Splecione jak para łabędzi
Kroki o zmierzchu zbliżające się do mnie
Tyś w moich snach, rozkoszą w mych
oczach
mój ukochany ...
Choć jesteś tylko w mych snach nie ukazując mi swej twarzy to wierzę że kiedyś nadejdzie ten dzień i spotkam Cię mój ukochany…
Komentarze (1)
Niesamowitość metafor , nieprosta treść dla laika
trudna do interpretacji. Podziwiam doskonałość stylu
specyficzności wiersza.