Vanitas vanitatum
Schowana w ramiona tajemniczej mgły,
idę naprzód w ciasnym uścisku jej
ramion.
Szukając autobusu zwanego "życie"
kieruję się w stronę przyszłości.
Staję na chwilę i rozglądam się wokoło.
Trwam w zastygłej pozie,
ubrana w niepewność o barwie obawy.
Oglądam się za siebie i widzę milczące
posągi znajomych,
marmurowych twarzy.
Z rąk wypada im pieniądz-
wieczny owoc niezgody i nieporozumień.
Próbując chować pod wierzchnim okryciem
swoje domy,
swój dorobek- całe bogactwo życia.
Nad każdą kamienną głową złota tablica:
"Marność..."
Stoją przed bramą i próbując ciagnąć swe
cięzkie, skamieniałe ciała-
zastygli na wieki.
Obserwator Kohelet już wie- nie dotrą na
czas.
Zapłacili wysoką cenę w wyczerpującym
wyścigu.
Spóźnili się.
Brama zamknięta i wszyscy już śpią.
Nawet zastygłe znane kamienie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.