...w piątek...w nocy...
za czeskie błędy z góry przepraszam...
Cięzko mi było
na samą myśl,
że wyjeżdzasz.
Parę dni zaledwie,
chwila istnienia.
Nie chciałam się żegnać,
patrząc jak w szybie
szybkiego pociągu
twarz Twoja się odbija.
Myśli niewypowidziane,
nieodgadnione krązą
machać na pożegnanie
- zbyt wielki czyn,
zbyt wielki wysiłek.
Na krótko,
jednak czemu czas ten
jeszcze nie nadeszły
tak odczuwalny?
Jutro
nie budząc sie przy tobie,
w bicy, nie czuć ciepła twego,
pościel spokojna,
przez za długi czas
dopóki nie wrócisz,
dopóki nie odjandziejsz mnnie
w niej.
w łóżku.
Słodko - gorzkie
momenty rozstania,
znienawidzone -
potrzebne czasami.
Nie ma cie
łóżko zimne,
usta zaschnięte.
To miłość? kochanie?
przyjaźń? zauroczenie?
Wybierz co chcesz
mój drogi,
oczy zamglone,
przyćmione
zbytnią ilością ognistej wody,
każdą prawde ci potwierdzą.
Nie pytaj mnie jednak dziś,
Do jutra,
gdy po kawie
trzeźwość umysłu wróci,
bo dzis skłamię,
powiem
- że pamięć szwankuje.
Ale dzisiaj,
skoro ciebie nie ma,
nikt nie czyta,
nikt nie zapyta
powiem,
szczerze,
że,
masz coś w sobie......
Komentarze (1)
O Jezu...tyle się upisałaś po to tylko, aby mu to
wyznać? Nie owijaj w bawełnę, ułatwisz sobie
życie....mam nadzieje, że on to czytał...wciągnął
mnie, bo chciałam dojść do końca...więc to ci
siedziało na serduchu?