Walet dzwonkowy
nie wiedział nikt wszystko już spało
a on szedł późną godziną
do jej facjatki nad bzami
do larysy szedł dzwonkowy walet
noce były księżycowe
noce były słowicze koguty piały
pod kopułą sennej ciszy
skrzypiały znajome deski
w blasku świec błyskały oczy
larysy oczy wielkie ciemne tęskne
jego smutne matowe
dzwonkowy walet krył się za sierpem
księżyca
błądził po zimnej fali nocnej rzeki
wolniutko otwierał drzwi
i promieniała gdy wchodził
opierał o ścianę drewniany topór
zbliżał się oddalał
rozglądał bojaźliwie
a ona wijący się kosmyk rozpuszczonego
warkocza przytulała gorący do ust
"ach ty mój cudowny
ach ty mój wstrętny
ach ty mój kochany
walecie dzwonkowy!"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.