Wczesna paranoja
Znów to widzę, te szkarady
Wyśmiewają moje imię
Odbywają swe narady
Je za te godziny winię
Kiedy rozpacz mnie dopada i zaciera młodość
ciała
Kiedy obłęd i szaleństwo znowu goszczą w
oczach moich
Wtedy jest potrzebna wiara
Co jak balsam duszę koi
Przyjaciele uciekają, biegną szybko coraz
szybciej
Już nie czuję ich przed sobą
Może nigdy ich nie miałem
Palce coraz bardziej bolą
Słyszę ludzi, choć nie widzę,
Czuję w głowie opętanie
Sobą się już nader brzydzę
Przez umysłu poplątanie
Nagłe zimno, koniec drgawek
Leżę teraz sam, bez ruchu
Koniec z piekła już migawek
Koniec... pusty tak na duchu...
Czasami warto nie spoglądać w lustro...kto wie kogo zobaczysz...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.