Westchnienie
Wieczorem przychodzę…
Muśnięciem warg.. ciepłem oddechu…
rozgrzewam Ci dłonie…
budzę kolibra Twego serca…
Składam głowę między skrzydłami
piersi…
Na ciepłej plaży Twego ciała…
Nagle uwalniamy motyle naszych
dłoni…
monsunem pocałunków…
gorącymi podmuchami oddechów…
Na nowo kreślimy mapy…
tropikalnych wysp naszych ciał…
Zmęczeni odpoczywamy w szałasie
splecionym z naszych ciał…
grzejemy się przy ognisku…
uniesienia
Wsłuchani w trzepot skrzydeł ...
kolibrów naszych serc…
Rozpaleni znów uwalniamy motyle naszych
dłoni…
monsunem pocałunków…
gorącym szeptem…
wykrzykujemy .. zaklęcia miłości…
* *
Wczesnym rankiem otulam się szarym
płaszczem codzienności
i odchodzę w zimny półmrok …
omijając jasne oczy latarni unoszę ze sobą
słodki smak Twych ust…
żar oddechu…
A Ty zasypiasz wtulona w
westchnienie…
Pozostawione w stygnącej pościeli…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.