wi(a)d(o)mo
rodzicom
I dni moje policzone, poukładane
jak pakt stabilizacyjny
między rzeką a rwącą
szukam wody by schnąc
z drzewa rosy krople wysysając,
chcę jeszcze
I pragnę dążyć,
nic więcej nie trzeba mi
taplam się w błocie po kolana
że do łokci się zapadam
z razem bagno ruchome
na pasach, zielone,
Tak leżę sobie, bezbronny, zapalczywy
ginę na bitwy polu
a codzienny świat trosk
walkę wręcz stacza z kurzami
co po dmuchu fruuu...
polecialy
za dzieciństwo i dna
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.