Wicher
Dedykuję go wszystkim, kórzy wciąż nie mogą sie zatrzymac...
Zimny wicher na bezdrożach swą zimową
pieśń zaczyna.
Wzburza trawy zamarznięte, nie zebrane łany
zboża
i zamienia tafle wody w lodowych duchów
łoża.
Diamentowy szron wciąż sypie, skrzy się
ziemia, błyszczą drzewa.
Nie wprawione oko człeka nie odróżni nocą
nieba.
Wicher co jak świat jest stary już nie
jedne poznał czary,
już nie jedną miłość widział i tak wiele
kłamstw usłyszał.
Tyle zdrady wszelkiej spotkał, tyle złych
uczynków doznał, ze
zimniejszy ciągle wieje, spustoszenie i
chłód sieje.
Gdzie przytuli głowę swoją tam umiera
wszystko wokół.
Przez ziemie porodzone, jego chłodem
porażone, zaśnie wiecznym snem.
Wicher śpiewa swą piosenkę, w okna stuka ku
przestrodze
i uderza w twarz wędrowca aby nie wyruszał
w drogę.
Tak powoli czas mu płynie,
ciągnie się już wieki całe w samotności i
rutynie.
Towarzysza swej niedoli los odnaleźć nie
pozwolił.
Bez miłości, ciepła dłoni nikt już wichru
nie dogoni bo napędza jego skrzydła
pustka
co mu już tak zbrzydła, która ciągle się
rozrasta i
ogarnia wraz z nim miasta, wsie, a nawet
zwykłych ludzi co ich wicher w nocy budzi.
To czym był nim wichrem stał się sprawia,
że gdy noc skapana księżycową łuną wstaję,
słychać wtedy w ciemnej głuszy ciche, słabe
kołatanie.... serce? Może ono bije, tak
pokorne i nieśmiałe. Przestraszone i
niewinne, jak zrodzone dziecię małe.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.