wieczorem umarła miłość
dzwon na wieży kościelnej gra wieczorne
pieśni
smukłych brzóz białą skórę, żalu chłód
przenika
w wieczny lód się zmieniło, co się miało
zeszklić
zawodzącą kantyczką gaśnie serc muzyka
tylko usta pobladłe drgają, uchylone
jakby chciały wyszeptać litanię błagalną
o powietrza haust jeden, powstrzymanie
dłoni
kościstymi palcami ściskających gardło
przezroczystą kropelką spływa resztka
życia
jeszcze ciepła – ostygnie nim spadnie
na ziemię,
anioł stróż na obłoku ostatni wiersz
spisał
i wypuścił na wolność - na ścieżki
podniebne
zanim wiatr go rozwieje i rozmyją
deszcze
będzie żyła w nim miłość (ta umarła)
jeszcze…
Komentarze (7)
dobry, klimatyczny sonet, technicznie i lirycznie
wprowadził mnie w subtelnie ekstatyczny letarg. tylko
ten rym w dystychu - obudził. całość się podoba,
bardzo.
Piękny mimo iż smutny Twój wiersz...a miłość tak
szybko nie umiera...
Twoje wiersze czytam z najwyższą przyjemnością. Są
idealnie dopracowane - klimatem, warsztatem i treścią.
Tylko się uczyć od ciebie. Wiersz wyróżnia się
poziomem na tel innych.
wiersz piekny choc pelen smutku i rozpaczy..pisany
prawdziwym uczuciem... cudne metafory
Wiersz przepiękny ,(choć 4 wers wybija trochę z rytmu
)
Piękny sonet. Przemawiające do wyobraźni i dopracowane
metafory, świetne rymy, średniówka zachowana. Całość
na najwyższym poziomie.
Wspaniały wiersz. Aż czuje się ten chłod i rozpacz...