Wielkamoc. Część II - Zastrzyk
Tytuł całego planowanego zbioru: Opowieści
prawdziwe
W Wielki Piątek - Wiktor - zapewne jak
zwykle obudził się dopiero przed 10:00.
Pracę w okresie pozazimowym rozpoczynał
właśnie o tej porze, aby po dwunastu
godzinach - oczywiście - z przerwami na
posilki, kawę i papierosy... - itp. - ale
takze na kontakt z dieckiem – aby kończyć o
22-giej. Poźnowieczorne godziny przeznaczał
na lekturę lub dla któregoś z dwu programów
telewizji.
Tego dnia – jak zawsze umył się, ogolił i –
dla zachowania postu – napił się jedynie
zsiadłego mleka. Wiedział, że na Gruzińską
musi zdązyć przed 14. Później – przychodnia
psychiatryczna z uwagi na Wielki Piątek –
mogła być nieczynna. Chodziło tylko o
domięśniową iniekcję. Mirenil – brał – a
przynajmniej powinien brać... - co dwa –
trzy tygodnie: zależnie od zalecenia
lekarza. Gdy lekarka ordynowała na okres
dwuygodniowy – lekarstwo posłusznie
działało dwa tygodnie, gdy zalecone miał
stosować rzadziej – zastrzyk trzymał
odpowiednio dłużej, a gdy zapomniał i nie
mówił o tym nikomu – w dobrej formie mógł
trwać nawet półtora miesiąca. - Dłużej po
prostu nie próbował. Zawsze zresztą o
"występku" przed kimś się wysypał – i
zaczynał chorować.
Wiktorowi nie uśmiechały się medyczne
podróże do Warszawy, ale z łochowskiego
osrodka zdrowia – na gorącą prosbę małżonki
– nie korzystał, mimo, że w pewnym okresie
był tam nawet gabinet psychiatryczny.
Przyjmował w nim raz w tygodniu bardzo
znany medialnie lekarz - psychiatra
zajmujący się czynnie polityką – już wtedy,
albo wkrótce - Minister Zdowia – pan Marek
chyba... - tak! - Pan Minister Marek
Balicki. Wiktor - miał wrażenie, ze
rozumiałby się z nim doskonale, choć
spotkał go i rozamawiał - dopiero sporo lat
później. - Na ten czas - być może był jego
jedynym w gminie potencjalnym pacjentem:
przed gabinetem nigdy nie było żywego
ducha. Owszem – w gminie znaleźć można było
rozmaitych frustratow, szaleńcow, bywali
nawet samobójcy, ale... - żeby wariatem
ktoś miał zostać? - na pewno nie. - Na
prośbę Malgorzaty – Wiktor z pomocy
psychiatrycznej – korzystał jedynie w
Warszawie. Zastrzyki – początkowo
przyjmował w osrodku zakonnym Loreto, gdzie
iniekcje wykonywała jedna z sióstr – ta
sama, ktora słuszne twierdziła, że Wiktor i
Małgorzata B. żyją bez ślubu. Siostra miała
uprawnienia i umiejętności pielęgniarskie i
po przyjęciu zastrzyku – Wiktor zawsze
zostawiał jej – co łaska – jakąś tam
kwotę... - w polskich złotych zresztą.
Wszystko byłoby pewnie dobrze – gdyby nie
to, ze ktoregoś razu Wiktor przyjechł –
oczywiście taksówką – w stanie leciutko
wskazującym na spożycie alkoholu. Siostra
zastrzyk wykonała, pieniędzy nie przyjęła i
powiedziała, aby już więcej nie
przyjeżdzał, bo jest 'już... - na tyle
bogaty', ze może zgłaszać sie zawsze i o
każdej porze do każdej innej
pielęgniarki.
Tak więc – pozostała jedynie Stolica...
– jako miejsce leczenia, wykupywania leków
i przyjmowania zastrzyków.
Wiktor bardzo nie lubił podrózy
podmiejskimi pociągami: okropnie drażniły
go jaskrawoczerwone - .....żylnokrwiste w
kolorze - plastikowe i twarde ławki. Były
wyprofilowane wprost odwrotnie
proporcjonalnie do potrzeb ludzkiego ciała.
Uważał, że ich szczególna czerwień powoduje
i wzmaga agresję pasażerow, z ktorej linia
z kolejowego dworca W-wa Wileńska do
Tłuszcza, Małkini - i bez tego była
szczególnie znana. Nie lubił także podróży
autobusami miejskimi, tramwajami czy
pojazdami tzw. PeKaeSu. Miał złe
doświadczenia. Kilkaktrotnie doznał
potwornych palpitacji, ktorych nie uważał
za przypadkowe. Uważał, ze mogło to być
przestępcze dzialanie obcych służb, a może
i służb państwowych. Z lecznictwa MSW –
dostał nawet na tę dolegliwość specjalne
lekarstwo – z ostrzeżeniem o potrzebie
bardzo dokładnego stosowania z uwagi na
dużą zawrtość silnej i śmiertelnej trucizny
– strychniny.
Po raz ostatni – taka niebezpieczna
palpitacja zdarzyła mu się już po... - albo
- w okresie przemian ustrojowych.To były
chyba czasy Premiera Mazowieckiego. Jechał
wtedy z Małgosią do jej ojca po dużą kwotę
pieniędzy – jedynie dwa przystanki
międzymiastowym - lokalnym autobusem. Na
łochowskim przystanku Wiktor zauważyl
utykającego na jedna nogę mężczyznę. Nie
wie dlaczego, ale skojarzył go z pewnym
skazanym i osadzonym w więzieniu
wielokrotnym mordercą, ktorego twarz
widział w telewizji. Rownież nie wiedział
dlaczego - ale ze strony tego mężczyzny
wyczuwał bardzo niepokojące zagrożenie.
Fakt - Wiktor miał inteligencję szczura, z
ktorej korzystał czasem w momentach
zagrożenia... - Po chwili – ni stąd ni z
owąd – na przystanku pojwiła się para
harcerzyków – chłopak i dziewczyna – z
aparatem fotograficznym. – Zaczęli – nie
kryjąc się - fotografować tego mężczyznę.
Zrobili mu kilka zdjęć i zniknęli. Było to
tym bardziej dziwne, ze nigdy wcześniej w
miejscowości tej nie widział żadnego
umundurowanego harcerza. Wszystko to nie
wyglądało na przypadkowe. Podjechał
autobus. Wsiedli. Niepokojący go mężczyzan
wsiadł także. Kiedy wysiadał na przystanku
pośrednim – przechodzil obok nich, Wiktor –
uspokojony już – poczuł nagle to
charakterystycznie – znane mu - skaczące do
gardła serce. To był moment – ułamki... -
nie kilka sekund. Małgosi nie powiedział
nic. - Nie wszystko jej mówił... - Wysiedli
w docelowym Jadowie. Na przystanku stał pod
krawatem i pistoletem - z patykiem w ręku -
komendant miejscowego posterunku policji.
Milicjant... - jakby czekał na nich... -
ukłonił się – i poszedł w swoją stronę, a
oni – w kierunku podupadłego tartaku
wiktorowego teścia - ojca Małgorzaty.
- Po latach – już bardzo długo po rozwodzie
- rozmawiał o tym zdarzeniu z byłą już
jego... - niegdysiejszą malżonką. Okazało
się, że i ona... - także szczególnie
zapamiętala ten moment – i jej także serce
potwornie skoczyło do gardła. Ona także nie
chciała go niepokoić i nie powiedziala nic.
A może uważała to za przypadkowe.
Wiktor – z uwagi na wynikający z
zapracowania brak czasu i nabytą niechęc do
korzystania z komunikacji zbiorowej – do
Warszawy zwykle jeździł taksówką. Jednak
nie zawsze. Nie pamiętał, ale – w ten
Wielki Piątek - z uwagi na to, że w stolicy
zamierzał zostać kilka dni – prawdopodobnie
(lub - być może) - podróż odbył w
"nieludzkich warunkach" - czyli w
drażniącym i naruszającym poczucie
bezpiczeństwa wagonie kolejowym. Do poradni
przybył przed czternastą a w zabiegowym –
była jeszcze obecna pielęgniarka. Pokazał
zlecenie i wyjął ampułkę z płynną
zawartością zastrzyku. Pielęgniarka okazała
lekkie niezadowolenie połączone z
oburzeniem: termin iniekcji minął kilka dni
wcześniej. Nie powstrzymała się... - "to
musiał Pan czekac aż do Wielkego Piątku?! -
do czternastej?!" - i dlatego własnie nasz
bohater zapamiętał tak dobrze ten dzień i
tę godzinę.
"Piguła" napełniła lekarstwem strzykawkę i
wbiła igłę w odsłonięty przez Wiktora, a
przez nią - "zrobiony na gotowo" pośladek.
Zastrzyk nie był bolesny i wszystko odbyło
się bardzo zwyczajnie. Po odfajkowaniu
sprawy medycznej – Wiktor - wyluzowany już
trochę - pojechał na kilkudniowy świąteczny
odpoczynek do domu swoich rodzicow
mieszkających w warszawskim - peryferyjnym
nieco Rembertowie.
30.05.2019 r. CDN.
Z uwagi na nową dla mnie formę wypowiedzi (- proza) - proszę o liczne głosy, czy to się da czytać. Dięki:)
Komentarze (14)
Blondi! dzieki, ze o Ty. Myslalem ,ze może znow -
jakas zmora. - dobrze, ze naporetalu są - nie tylko
martwe dusze, ale i dobre dusze.:) dziekuję
Blondynko:) - pozdrawiam.
Spokojnie, jest 27))) Ciekawa opowieść Wiktorze-:)
Miłych snów-:)
No - zobacz- p... - już jest 26. -nie nadązasz.
10 komentujących, 25 punktów.
Czyżby czytelnik bał się zostawić komentarz?
Pozostaję w owej refleksji.
Pozdrawiam.
Owszem, wciąga. Jest kilka literówek, ale na portalu
mało kto je poprawia jak się wskaże, a tylko często są
kością niezgody, to i ja je daruję.
Za dzielenie się trudnym życiowym okresem - chwała
autorowi, niechaj inni widzą, że ikt nie miał tylko
słodko.
Wciąga.
Ciekawa opowieść z życia wzięta.
Z „psychiatrycznej przychodni uciekło „r”
Zrezygnowałabym ze słowa „zastrzyku zostawiając:
„Chodziło tylko o domięśniową iniekcję.”
Mz iniekcja to synonim zastrzyku .
Przeczytało mi się
„w wystawiony przez Wiktora pośladek.”
zamiast „w przygotowany”.:)
Miłego dnia:)
Zaciekawiły mnie Twoje opowiadania. Jeśli chcesz
zerknij do nich ponownie wkradło się sporo literówek
(ogonki, kreseczki nad "z" itp). Czekam na cd.
Pozdrawiam.
Z przyjemnością przeczytałam, wspomnienia są bardzo
cenne.
Pozdrawiam serdecznie :)
"Owszem – w gminie znaleźć można było rozmaitych
frustratow, szaleńcow, bywli samobójcy," - tu masz
literówkę Napisz - "bywali"
to drobiazg. Sposoby ingwilacji ludzi niewygodnych
reżimowi komunistycznemu - były wielokrotnie opisywane
oraz pokazywane w filmach. To nie jest żadna paranoja.
Sposoby n a "harcerzyka" są mi zn ane z filmów o
żołnierzach wyklętych. Tekst bardzo ciekawy - masz
zdumiewająco dobrą pamięć Wiktorze. Punkt zostawiam i
pozdrawiam:))
Zaciekawiłeś.
Miłego dnia :)
wciągnąłeś mnie w swój świat wspomnień.
ja po zastrzyku zobaczę co będzie dalej ...