***
oddana w dysproporcję
układam w zwilgotniałym mózgu krajobrazy
i widzę że z ust ślina paruje jak ranna
rosa
a z oczu wzlatują małe kwiatowe pręciki
codzienność
z każdą chwilą brutalniejsza niż lubię
a różaniec który zwykłam trzymać w
szufladzie
wplata mi się we włosy
nie strasz mnie że się skończymy
tam gdzie trzepoce się pod sufitem
zaczepiona o rzęsy ćma
przecież zdążymy tylko zlepić światło
zanim zgasi nam je lampa
nie odchodź
jeszcze cię czuję przez moje wklęsłe usta
odbite na szybie
pomimo że ta obłąkana pora roku
przyswaja nas swoją lepką śliną
stoję tu za zakrętem
i dla rozładowania atmosfery badam palcem
dno oka
czekam aż rogówka się odezwie
- to biopsychiczne oddziaływanie natury
trwam wtopiona w biel wymiętego ogrodu
w bezruchu nieświadomej hibernacji
ciągnie się ta chwila i kłuje w przełyk
a ja już wiem że w moim życiu skończył się
sezon na tulipany
blade światło przerywa mi widzenie
na podniebieniu czuję resztki wczorajszej
waty cukrowej
proszę kup mi nadzieję
będę stała przy kasie zwrócę koszta
Komentarze (2)
Próbujesz łaczyć bardzo wyszukane słowa ale zeby to
robic trzeba potafić. Tutaj widze paplanine 3 po 3.
Całość wiersza nie trzyma się kupy.
Wstyd komentować.
wrażeniem.