K U Ź N I A
...wieś polska obmurowana rozpadającym się tynkiem... 1980 r. Feliksowi Jasiulewiczowi – kowalowi wiejskiemu.
Znałam kiedyś kuźnię
Była wtedy w kwiecie wieku
Jej kowal - mąż dbał o nią
Lepiej jej było niż z mamą dziecku.
I choć mlekiem jej nie karmił
Ni bułkami z miodem
Rankiem co dzień drzwi otwierał
Pracował, nawet z nią rozmawiał czasem.
Ogień w piecu rozdmuchiwał
Bił młotem w kowadło,
Latem okna też uchylał
Mówiąc: odżyj trochę moja kuźnio!
Ona oddychała lekko,
Owiewała gospodarza chłodem,
Drzwi też kołysała z lekka
I rozniecała w piecu ogień.
Lecz kiedyś rzecz straszna się stała
Kowal nie wyszedł rano jak zwykle,
Ludzie jacyś wołają: Lekarza, lekarza!
Gdy lekarz przyszedł powiedział: Nie
żyje.
Potem dużo ludzi się zebrało
Poszli wszyscy na cmentarz z księdzem,
Wielu z nich rzewnie płakało,
A kuźnia nie zobaczyła kowala, już
więcej,
Ktoś powiedział: wcześnie mu się zmarło,
To przecież był człowiek w kwiecie wieku,
A w kuźni serce już się darło,
Zestarzała się bardzo w tym roku.
Nikt o niej nie myślał już teraz,
Zamknęli ją na cztery spusty.
Kuźnia z żalu płakała nie raz,
Dom kowala, także był smutny.
Potem przyszedł jeden kowal, drugi...
Nikt z kuźnią nie rozmawiał jak dawniej,
Coraz bardziej siwiały jej dachówki
I wyglądała coraz marniej.
Pewnego razu naprawili jej dach,
Wyrzucili dachówki, mur zakryli mazią
Kuźnię zaczął ogarniać strach
I nie cieszy się z tego, że stała się
młodą.
To już nie jest stara znajoma - żona,
Nikt z nią nie żyje w komitywie,
Teraz zwykłym budynkiem stała się ona,
Że kiedyś była komuś droga, mało kto
wie.
1980 r. Feliksowi Jasiulewiczowi – kowalowi wiejskiemu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.