Wierzchołek jaźni
Wierzchołek jaźni
Na szczycie szczytów marzeń jestem,
na samym wierzchołku jaźni,
patrzę w przestrzeń pokrytą znakami
których teraz nie potrafię odczytać.
Coś na kształt hieroglifów z grobowca
Faraona,
bądź Azteckie rzeźby wykute w kamieniu
o przedziwnych nadnaturalnych
ekspresjach
ówczesnych istot przypominających
kosmitów.
Ziemia która rozciąga się aż pod
widnokrąg
mieni się w różnych kolorach pastelowych
z wydatnym nadrukiem czerni z szarością
w ognistym tańcu lawy tryskającej spod
moich stóp.
Mogę dosięgnąć białej mgły na niebie,
otulić się jej miękkim spokojem czasu,
a promienie z gorącego słońca wcale
ale to wcale nie patrzą, wręcz
odwrotnie.
Patrzę z tej góry marzeń na ludzi
pędzących w oparach zniewolonego biegu,
zmęczeni troskami dnia codziennego
spoglądający z zazdrością na górę i jej
szczyt.
05.07.2019 Mirosław Leszek Pęciak
Komentarze (4)
Nie na raz. Trzeba powoli, to spory plus.
Ciekawe, ciekawe :) Pozdrawiam serdecznie +++
Na tym szczycie otwierają się przed Tobą piękne
perspektywy, ale jesteś sam. Podczas gdy ludzie na
dole ocierają się o siebie czy to w zatłoczonych
autobusach, czy to w aktach miłosnych.
Ciekawy wiersz.
Pozdrawiam. :)
prawda- wyobraźnia potrafi wszystko, a wyobraźnia
poety potrafi to jeszcze pięknie opisać.