Wilczy bilet, cz.1/2
świeży fragmencik wspomnień z nowo pisanych ;)
(...) Kolega Krzysiek, z którym kilka lat
wcześniej przeżyłem niezapomniane chwile w
czasie wycieczki zakładowej do NRD, dalej
pracował w dziale zbytu, jako kierownik
ekspedycji pomp. Ja byłem na początku
produkcji w zakładzie, on na końcu. Moja
premia zależała od zabezpieczenia na czas
surowców i półproduktów, jego od wysłania w
świat naszej produkcji do końca ściśle
określonego terminu. Tyle że jego czas
kończył się dokładnie o północy na koniec
kwartałów oraz roku. Socjalistyczna
gospodarka była nienasycona, ciągle żądała
więcej i więcej. Zwłaszcza w stanie
wojennym. Krzysiek, jako kawaler, zawsze
był dyspozycyjny. Na ekspedycji często
decydowała ostatnia godzina, a nawet minuta
przed północą okresu rozliczeniowego. Ważna
była data i godzina wysyłki na wuzetce –
dokumencie „wysyłka zewnętrzna”, oraz data
na fakturze. Dlatego załadunek na samochody
w dwa-trzy ostatnie dni kwartału nie miał
przerw, trwał dwadzieścia cztery godziny na
dobę; nieważne czy te dni wypadły w piątek,
sobotę, niedzielę czy inny świątek.
Ekspedycja była na uboczu fabryki, nad
Wisłą i miała oddzielną bramę wjazdową.
Kiedy w wolne dni wysyłano z niej towar,
wtedy pracownicy, mimo obciążenia
załadunkiem, mieli większą swobodę i mniej
zważali na regulamin pracy. Zdarzało się,
że po pomyślnym odesłaniu ostatniego
samochodu, tuż przed graniczną północą, dla
odzyskania sił przed wyjściem do domu
wzmacniali się procentowym napitkiem.
Krzysiek przymykał na to oko; jeżeli chciał
mieć dyspozycyjnych pracowników, zdolnych
zostać w nadgodzinach na każde zawołanie,
nie mógł być rygorystycznym szefem.
Najważniejsze zadanie wyekspediowania w
terminie produkcji wykonane? Wykonane.
Pracy więcej nie będzie? Nie będzie. To i
czas chwilowego oddechu ludziom się
należy.
Tak podchodził do nich Krzysiek, podobnie i
jego wyżsi przełożeni przymykali oko.
Pracownik łatwo mógł się obrazić i odejść
do innego zakładu. Socjalistyczna
gospodarka, przeciwnie niż kapitalistyczna,
była rynkiem niedoboru pracowników.
Większość firm ciągle miała z tym problemy;
robotnik wyrzucony z jednej fabryki od razu
znajdował pracę w innej. Dlatego musiał
porządnie narozrabiać, aby pożegnać się z
miejscem pracy z własnej winy.
Stan wojenny wszystko zmienił. W dużych
fabrykach pojawili się komisarze wojskowi,
strażnicy na bramach wejściowych
kontrolowali dokładnie wchodzących i
wychodzących. Zaostrzono dyscyplinę pracy,
wprowadzono surowsze kary za naruszenie
regulaminu. Nie wszyscy potrafili się
dostosować, stare nawyki trudno wykorzenić
z dnia na dzień…
(...) Na początku stycznia 1983 roku do
mojego pokoju w zaopatrzeniu zaglądnął
Krzysiek. Akurat trwała przerwa
śniadaniowa.
– Cześć. Stary, przyszedłem się
pożegnać.
– O kurde, odchodzisz z roboty?!
Krzysiek?! Ten, który mówił, że będzie
siedział w „Pomorskiej” do emerytury, bo
nie chce mu się zmieniać pracy?
– Noo, odchodzę – westchnął. – Tak
wyszło.
– Sam rezygnujesz?
– Niee. Chodź na korytarz, pogadamy.
Wyszliśmy. Byłem oszołomiony. Kto jak kto,
ale Krzysiek?
– Widzisz… – zaczął i przerwał. Zapalił
papierosa, zaciągnął się i kontynuował : –
Wiesz, kończył się rok, urwanie głowy z
wysyłką pomp. Sylwester, a my zapierdalamy
jak dardanelskie osły. Skończyliśmy dopiero
o dziewiętnastej. Ludzi musiałem prawie na
siłę trzymać. Ich baby już postrojone na
zabawę, a oni w robocie… Udało się, szef
premię obiecał. No i…
– Co i?– Wszedłem Krzyśkowi w słowo. –
Chlapnęliście na zakończenie, czy co?
– No właśnie. Koniec roku, naharowaliśmy
się, po robocie. Chłopy wzięli po jednym i
szybko do domu, baby czekały. Ja nigdzie
się nie wybierałem, siadłem jeszcze na
chwilę, aby papiery skończyć. Flaszka
została, to jeszcze wziąłem z dwa kielichy.
Przecież nikogo już nie było.
– Oprócz strażników na bramie… –
dokończyłem domyślnie.
– No właśnie. – Skrzywił się. – Kiedy
wychodziłem, jak na złość komendant straży
przylazł na kontrolę. Miał, cholernik,
kiedy. W sylwestra! No to i mnie poczuł.
Kazał dmuchnąć i wyszły te promille.
Notatkę sporządził… No i zaraz po Nowym
Roku dyrektor na dywanik mnie wziął.
– Od razu cię wyrzucił?!
– Co ty. Później pani Basia, no wiesz,
sekretarka, chlapnęła mi, że chciał tylko
opierdolić. – Zaciągnął się głębiej
papierosem. – Że stan wojenny, że komisarz
wojskowy, że dyscyplina, że regulamin. Miał
mi wsadzić jakąś naganę, po premii, a
później by się zatarło.
– No to dlaczego…
– Dlatego – wszedł mi w słowo. – Przecież
nie wiedziałem. Gdyby mi powiedziała przed
wejściem do dyra…
– Kurde, przestań kręcić jak na karuzeli –
teraz ja mu przerwałem. – Czemu więc cię
zwolnił?
– A bom raptus. Jak zaczął mnie opieprzać,
to, myślę, wywali mnie. Takie
podziękowanie, że zawsze do końca w
robocie, świątek, piątek, po godzinach. No
i odbiło mi i mu powiedziałem.
– Coś ty mu powiedział?!
– No wiesz, tę fraszkę Sztaudyngera, o
przełożonym.
– Którą? Mówże wreszcie. Chyba jej nie
znam.
– Nie znasz? No tę… – Zdusił papierosa w
popielniczce i kontynuował: – O ty, co
ustalasz gaże, o ty, co ustalasz stawki, o
ty, mój przełożony, z lewej do prawej
nogawki.
A niech go kule biją! Przełożonemu, taką
fraszkę?! Wiedziałem, że Krzychu jest
dowcipnisiem, również nerwusem, ale żeby aż
tak…
cdn.
---
© Z.B.
Komentarze (15)
Fatamorgano, można powiedzieć, że cofnęłaś się w
czasie ;)
Fraszki Sztaudyngera są "miodzio" :)
Musiałam wrócić, bo zaczęłam czytać cz.II :) Świetny
tekst, łącznie z fraszką :)
Pozdrawiam.
Norbercie, miło, ze przypomniałem Tobie to, co minęło
:)
Weekend w sobotę dobry, pojeździłem w grupie na
rowerach po Borach, w pięknych plenerach :)
Ciekawe opowiadanie, chce się czytać.
Przypomniałem sobie dawne czasy.
Pozdrawiam. Miłego weekendu :)
DoroteK, tu wstawiam tylko fragmenciki, całość to już
większe dzieła :)
Pozdrawiam :)
och, jak ja uwielbiam te Twoje wspomnienia :-) cudo
:-) przeczytałam z radością :-)
"Obyś żył w ciekawych czasach" jak powiadają
Chińczycy. Nie było to jednak życzenie :)
Lilo Tereso - jutro cd.
czekam na cd, ciekawe czasy:)
Marcepani, kolega flaszkę wymienił na fraszkę... z
wiadomym skutkiem ;)
Ewaes, to już fraszkę poznałaś... wiele lat później
niż ja, ale już znasz :)
Również pozdrawiam :)
Sonato - dokończenie jutro lub pojutrze ;)
Haha ha :) :) też nie znałam tej fraszki, fajnie
bardzo :)
Pozdrawiam :*)
☀
Fajny tekst - z niewybredną fraszką - i przyczynkiem
:))
Będę czekać na cd. :) co się dalej wydarzy.
Sonato... takie życie.
Dzięki :) To część 1/2.
Za taką fraszkę :):):) "niewinną" wyleciał z pracy
)))) Super tekst.