......wio, koniku....
Pewien gospodarz, co miał dwa konie
Obydwa karmił równo, z doskoku
Tak pokazywał swą troskę o nie
Kładąc do żłobu porcje obroku
Konie przy żłobie razem, w komunie
Jadły co było, wszystko po równo
Tylko że jeden pociągnąć umie
Wóz pełen gnoju, a drugi –
gó…..o!
Koń który ciągnie, batem dostaje
Wio, pr.r i nazad i wiśta, hejta
Drugi nie umie okoniem staje
Nie czuje bata….zwykła chabeta
Tuż po sąsiedzku, w drugiej zagrodzie
Mamy podobną ciut sytuację
Tylko, że koń, co nie jest na chodzie
Dostaje w żłoby zmniejszoną rację
Tu prowadzona jest polityka
Że ciągnącemu głód nie zagrozi
Tam….z problemami koń się boryka;
Jeden gnój robi….drugi wywozi
To porównanie więc morał budzi
Jedno pytanie za drugim goni;
Czy nie widzicie wśród zwykłych ludzi
Podobnych też... do wspomnianych koni??
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.