Wiosna
Sufit jak zwykle niebieski,
Tylko światło jest inne, nie takie.
Gwiazda wygląda na kwadratową,
blask bardzo ostry i niegrzejący.
Światło zaznacza kąty,
Gdzie jest go więcej, tam głębsze
cienie.
Wyrywa z miękkości wszystko niejasne,
wszystko ukryte w naszych kieszeniach.
Ustawia kontrast,
wysusza tajemnicę.
I to, co brudne, wynurza się nagle,
to wiosna oczywistości i demaskacji.
To, co wyrośnie na jałowym piachu,
będzie jedynie świąteczną dekoracją.
Pośród reflektorów i scenografii,
próbujemy ożywić cykliczne rytuały,
jak spopielałe kalendarze,
w świecie po bombie.
Daty są martwe,
symbole bez odbić,
w rzeczywistości z zieleni i mięsa.
Nam się zapodziała
zdolność fotosyntezy,
nie ma oddechu i bicia serca.
Pozostał w ustach smak hemolimfy,
a w płucach kurz i formalina we włosach.
Tylko nam skóra jest jeszcze miękka,
ta cienka błona
pod skruszoną skorupą.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.