wirus
Ktoś mi grzebał w BIOS-ie,gdy śniłem o ludzkim losie.Nocą cyberchochliki,skasowały mi pliki.
„Zdarzenie”
Po latach spotkanie, zupełnie przypadkowe.
Zwyczajny dzień, ulica.
On.- Po zakamarkach umysłu najdalszych,
jak ja, wędrowiec. Wbity stał w chodnik,
jak liniowca „Wysyp
Nieszczęść” kotwica.
-Czy odpowiedź znalazł ?.
Przed chwilą jeszcze, chciałem go
zapytać…
Na czarno, - rzuciłem,- zawsze się nosisz
?.
Czy jesteś dzisiaj w żałobie ?.
…-Statek rybę przejechał-…
odrzekł.
I zepsuł mi coś w głowie…
„Implikacje”
Kilka dni, od tamtego zdarzenia.
Zwyczajny dzień jak wtedy, ulica.
-Może tydzień upłynął.
Dostrzegł mnie kątem oka, i przez tłum się
przedarł .
Dawny znajomy,- z dramatycznie wymowną
miną.
…W łuk wygięty, lecz nie w
triumfalny.
Z pionu, całym ciałem szydzi.
Powiedział tylko, -stary… co jest, -
sam widzisz…
A w nocy… gdy zamknę oczy,- z
każdej strony.
Najpierw jedna, druga, trzecia,- stalowa
błyszcząca kula z łoskotem,
Wprost na mnie się toczy. Czwarta, piąta,
dziesiąta.
Cykl nie skończony…. Wiesz ,jestem
chory.
Lekarstwa potrzebuję, bo jest coraz
gorzej.
Całe obskoczyłem miasto,- nikt mi tu nie
pomoże.
A ten co może, ciągle adres zmienia.
U braci Grimm czasem mieszka, i u
Andersena…
… Tamten tydzień przede mną, wyrósł
jak z podziemia.
Już chcę odejść, lecz coś się stało,
-zdanie zmieniam.
Coś mi do głowy przyszło,-taka rada na
teraz.
…Upewnij się Ziom, że nikt nie gra,
-zanim,
-znów wleziesz do flipera.
Komentarze (2)
no i super ci wyszło...pozdrawiam
Dla mnie super! Trochę orginał, ale nieszkodliwy i
fajnie się czyta niemal jak baśnie Andersena...