wjetrzyk
wbiega wpada wzrokiem błędnym
plac otacza mgliste kłęby
tulą lapm przydrożnych klosze
żółte światło i po trosze
jakby blady blask księżyca
stanął więc i się zachwyca
stoi tylko krótką chwilę
zrywa się i biegnie wije
się jak zwinny wąż przystaje
znów się zrywa szybciej dalej
pędzi skacze świat wiruje
przed oczyma liści snuje
się okrągła ściana pieści
jak ponętny kształt niewieści
czerwień żółte płatki dębu
brzozy klonu miłorzębu
muska bawi się ucieka
to podchodzi to z daleka
zimny złoży pocałunek
by na koniec placu łunę
pozostawić samą sobie
bladą zimną nikt nie dowie
się kto uwiódł i porzucił
liści stertę i nie wrócił
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.