Wojenne echa- część druga
Rok 1944.
Na początku lata 1944 roku we wsi
stacjonowała jednostka wermachtu. Żołnierze
rozłożyli namioty na prawym brzegu Wisłoki.
Pośród namiotów był punkt sanitarny i
polowa kuchnia, skąd w porze obiadowej
dochodziły kuszące zapachy które
przyciągały gromady miejscowych dzieciaków.
Wkrótce Niemcy ogłosili, aby o określonej
porze dzieci przychodziły z naczyniami po
to co pozostawało z obiadów. Meldowałem się
jako jeden z pierwszych, bo zawsze miałem
apetyt wilczy a nie dla wszystkich
wystarczało, więc wielu musiało delektować
się wyłącznie zapachem. Niemieccy żołnierze
dość szybko zaznajamiali się z mieszkańcami
wioski, bowiem łączyły ich wspólne
interesy. Niemcom bardzo smakowało wiejskie
świeże masło, jajka, a nawet młode
ziemniaki i warzywa. Kupowali owe produkty
od bogatszych rolników płacąc korzystnie
ówczesną walutą.
Niestety przyjazne stosunki uległy zmianie
po tym jak na drodze do Krempnej, w obrębie
Kątów, zastrzelono dwóch niemieckich
motocyklistów. Wkrótce do wsi przyjechały
dwa samochody z gestapowcami. Jeden
odjechał w kierunku Krempnej, natomiast z
drugiego wybiegli żołnierze wyciągając z
domów wszystkich mieszkańców. Zostaliśmy
zgromadzeni na placu przy drodze, na
przeciw podjechał odkryty samochód z
karabinem maszynowym i dwoma gestapowcami.
W tym czasie w niemieckim obozie panował
ciągły ruch i burzliwe rozmowy. Jak mówił
znający nieco język niemiecki jeden z
mieszkańców wsi, gestapowcy chcieli
natychmiast pacyfikować wioskę, a dowództwo
wermachtu starało się ją opóźniać i
poczekać na efekty
działań gestapo w okolicach Krempnej.
Staliśmy kilkanaście godzin, po czym kazano
nam wracać do domów. Okazało się że w
Krempińskich lasach Niemcy pochwycili
rannego sowieckiego partyzanta który
przyznał się do zamachu. Po tym wydarzeniu
Niemcy zabronili zbliżać się do miejsca ich
stacjonowania, a także przestali kupować
wiejskie produkty. Wkrótce także opuścili
wieś i odjechali w kierunku Jasła.
Nastała cisza, ale w pogodne poranki, od
strony wschodniej niósł się głuchy odgłos
jakby odległej burzy i z każdym dniem
narastał. Po kilku dniach było już słychać
odgłosy armatnich strzałów i upiorne wycie
Katiusz.* Stało się jasnym że wojenna
nawała nie ominie wioski, nad którą zawisł
czarny anioł śmierci. Przerażeni mieszkańcy
wynosili obrazy świętych przed domy
czekając na to co było nieuniknione. Jak
dziś pamiętam smutek w dużych niebieskich
oczach Mamy i łzy które starała się przed
nami ukryć. Jednak to co wydarzyło się po
kilku dniach nie mieściło się nawet w jej
najczarniejszych przypuszczeniach.
Był październik...
* Katiusza- radziecka broń rakietowa.

Regiel

Komentarze (35)
Wielki plus
Szacunek
Witaj Tadku:)
Z zapartym tchem czytam i zaraz będę w
trzeciej.Trzymasz napięcie:)
Pozdrawiam:)
Bolesne, dramatyczne czasy, zainteresowaniem
przeczytałem, pozdrawiam serdecznie.
Witaj :-)
Przeczytałem obydwie części. Znakomita wspomnieniowa
proza. Przypominają mi się opowieści moich śp
Dziadków... Groza wojny... I czasami przerażają mnie
faszystowskie zapędy w naszym kraju. A to nie tylko
onr-y i młodzieże wszechpolskie... Nie wzięli sobie do
serca i rządzący słów Mariana Turskiego z 75 rocznicy
wyzwolenia Auschwitz... A szkoda...
Pozdrawiam Cię najserdeczniej, życząc wszystkiego
dobrego w Nowym Roku :-) Zdrowia przede wszystkim :-)
Bartek.
W moim mieście i wsi nie było działań wojennych.
Miasto zniszczone zostało dopiero po wyzwoleniu.
Druga część Tadku opowiadania,
jednym tchem czytam.
Ciekawe, wspaniałe.
Swietna proza, po prostu...urwales w odpowiednim
momencie, czekam z innymi na cdn.:)
Bardzo dobra proza, przeczytałam z wielkim
zainteresowaniem... To były trudne bolesne czasy. Na
szczęście znam tylko z literatury i filmów.
Pozdrawiam serdecznie.
Zaciekawiłeś ,więc czekam na to co się później
wydarzyło...domyślać się tylko można...pozdrawiam
serdecznie.
Naprawdę świetna proza. Czekam na dalszy ciąg...
Pozdrawiam serdecznie :)
Pod wpływem Twojej prozy wszystkie wspomniemia mojej
mamy wróciły. Nasz dom stał na linii frontu (u nas
stali Rosjanie), a jeszcze w latach sześćdziesiątych
jako dzieci bawiliśmy się w rowach po działach, a w
lasach znajdowaliśmy całe łańcuch po nabojach o broni
maszynowej.
Interesujące opowiadanie, właściwie chyba proza.
Specyfika czasu mówi wiele. Wermacht z poboru, wielu
zwykłych ludzi... Uważa się dziś że wielu z nich
pomagało. Generalnie dobrze się czyta. Klimat
groteski.
Pozdrawiam serdecznie.
;)
lubię historię z tamtych czasów ...
Tak, to były straszne czasy. Pochodzę z rodziny, która
strasznie ucierpiała od Niemców i Rosjan. Czasem
babcia opowiadała różne zdarzenia. Nie było człowieka,
który nie płakał słuchając. Do dziś pamiętam każde jej
słowo.
Pamiętam opowiadania mojej mamy z powstania, a także
pamiętam to co mówił ojciec o bitwie w Ardenach i
walkach o Ren i Dunaj. Wojna to piekielna otchłań.
Świetna proza .
Czekam na ciąg dalszy :)
Straszne te czasy, okrucieństwo nie do wyobrażenia.
Moja mama jako młoda dziewczyna była na robotach w
Niemczech u bauera, trafiła na rodzinę, która nie
sympatyzowała z faszystami. Dzięki temu przeżyła wojnę
bez bicia i głodu gdyż dobrze ich tam traktowali, nie
jako niewolników ale ludzi, których przymusowo
przydzielono im do pracy. Pamiętam jak mama
opowiadała, że miała wyprać chusteczki do nosa i
bardzo się brzydziła, gospodyni niemiecka widząc jej
odruch wymiotny, zaśmiała się odsunęła ją od tej pracy
i przydzieliła Niemkę.