Wołam Pomocy...
I znowu twój niepotrzebny ryk
Ten wściekły, tak bardzo raniący krzyk
Oczy od wódki już krwią zamroczone
A usta ze złości śliną spienione...
Wokoło krząta się schlany dym
I jak tu oddychać? No powiedz mi, czym?
Tam faje, tam piwo, odchody na ziemi
Na twarzy mej widać oznaki zieleni...
Macocha po domu na gaciach lata
Bez zębów, a włosy jej niczym szmata
Nie trawię tej panny, tak mówiąc
dosadnie
Dziękować mam za co – że jestem już
na dnie
Ukradła mi wszystko co tylko miałam
Dzieciństwo i miłość... Tak bardzo
płakałam!
Me ciało żelazkiem nieraz przypalane
A kable i listwy mą krwią przyodziane...
Mamusia robaki tam w ziemi gryzie
A Stary po kątach macochę liże!
Sperma na ścianach – to ja sprzątać
muszę
Wciąż wołam pomocy! Bo cierpię
katusze...!!!
Rozejrzyj się... Przecież to jest tak blisko Ciebie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.