Wrota nadziei
W blasku światła świecącego w ciemności
Szukasz po omacku namiastek radości
Potykasz się po każdym kroku
Bo nie masz nikogo u swego boku
Cel swego życia minąłeś sto razy
Bo szedłeś drogą gdzie były zakazy
Zostawiasz za sobą zapach zwątpienia
I krwawiące ślady – symbole
cierpienia
Obolałe stopy łzami przemywasz
Zaś szczyty męki samotnie zdobywasz
Lecz musisz, bo wielu skrzywdziłeś
Z wielu się śmiałeś i z wielu szydziłeś
By czas cofnąć wrót nadziei szukasz
I wreszcie znajdujesz, więc czym prędzej
pukasz
Lecz tylko ech tobie odpowiada:
„Niech grzesznik ofiary swe składa
Wtedy otwarte zostaną wrota
Lecz nie chcę ja najszczerszego złota
Nie chcę cudnych symboli próżności
Co dają poczucie chwilowej radości
Ja żądam czasu, który stoi
Bo samotnie iść dalej się boi
Ja żądam wody która płonie
Bo nieustannie sama w sobie tonie
Ja żądam ciemności która jaśnieje
Ja żądam wiatru który nie wieje
Ja żądam serca które nie bije
Lecz kocha – więc żyje
Złóż te dary u wrót bramy
A zniszczę serca twego tamy”
Resztę życia szukał tych darów
Próbował modłów i szatańskich czarów
Lecz dopiero gdy kończył swą mękę
Ktoś bardzo bliski podał mu rękę
Przyjaciel – dar największy bo
boski
Zawsze pełen świetlistej troski
I oto tama co śmierć zadawała
Mocą przyjaźni istnieć przestała
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.