wrzeciona
Jakby ktoś zakręcił kurek z czasem
pojedyńcze krople kapią na posadzkę
cisza zatkała rurę.
Usiądę na pierwszym z brzegu krześle
potknę się o trupa- plastikowy kubek
z niedopitym mlekiem ze stołu wezmę
z talerza zdmuchnę konfetti
droga do mnie jest usłana łuskami-
zmieniłam skórę.
Kto ich uratuje?
wszyscy śpią, z wrzecionami
sterczącymi z piersi, cały dwór
ładodne światło płynie przez okna
rozlewa się na ziemi, prześwietla kurz
piękny dzień, jestem sama, coś się
zacięło
okrwawiony welon.
Połamane marionetki.
Pojedyńcze śmiechy
jak rozbite szkło.
Komentarze (2)
Świetny wiersz. Wymowny i z przekazem. Daje do
myślenia, bo nic nie jest czarne na białym. i o to
chodzi! Brawoooooo! ;).
Generalnie nie rozumiem wydźwięku wiersza :| a ton
chyba raczej pesymistyczny tak mi sie wydaje