Wschód
Jechałam dzisiaj do pracy i serce pękało we
mnie,
Że nikt z Was nie zobaczy tego, co ja
widziałam!
Pięknego wschodu słońca, co liście blaskiem
przetykał.
Wybiegał nad drzew korony i o słowika
pytał.
Zaglądał w głąb poszycia, wnet na igliwiu
tańcował.
By zaraz za zakrętem znów na wyżynach
polować.
A tam, połączył się z mgłą co rankiem
wczesnym wstała.
I ona mi, pozornie, bezpieczeństwo
chwilowe dała.
Schowałam się w jej ramiona, jak dziecię co
matka tuli.
I...bardzo uważałam, bo
za mną inni kierowcy byli.
Gdy mgła muślinowy uścisk leciutko
zluzowała
Po drugiej stronie drogi czaplę siwą
ujrzałam.
Samotna, na polu tkwiła, o pisklę się
pewnie martwiła.
Ja podążałam dalej, ptaszynie nie
przeszkadzałam.
Jak piękną jest gwiazdeczka, słoneczkiem
nazywana.
Ten tylko się dowie, kto wstanie z samego
rana.
Drogi mi ubywało, a słońce wciąż
wędrowało.
Po drzew konarach, koronach wyżej się
wspinało.
Nastąpił taki moment, nadeszła niedobra
chwila,
Że piękna czerwona kula we wroga się
obróciła.
Zaczęła nagle przeszkadzać, zupełnie front
zmieniła.
I wielka jak globus prosto w oczęta
świeciła.
Mimo to, moi drodzy, tak sobie
pomyślałam,
Że nie zamienię tego i dalej będę
wstawała.
Komentarze (1)
Tak, wschody są piękne, ale ja tak bardzo kocham spać.
:)