O wszystkim
Koneserom absurdu o bezdennej głębi
Od do łkania słyszę
Cóż, na mus nieprzygotowany,
Nie spodziewał się, nie wiedział tego,
Udokumentował niewiedzę śmiercią.
Cóż to znowu? Ten na niego
I znów wokół, niewiara refleksyjna?
Masło maślane?
Nadchodzi wolno acz dostojnie,
Na ręku wzór Słońca,
Wschodem powołany,
Północny i południowy,
Kochany i znienawidzony…
Toż to artysta, waćpan!
Toż to grajek przeklęty!
Bufon nadęty,
Rozumy zeżarł wszystkim!
Czegoż nie rozumiesz człecze?
Czy powołania mego?
Czy misji na świecie?
Gdzieś tam poniżej, na dnie,
Kanalizacja człowieczeństwa,
Takie czasy, rady nie ma,
Potwór stugłowy,
Cyklop wieloręki,
Polifem
I Lewiatan
Lucyfer…
Płacz, płacz,
Uroń łzę,
Zliżę ją…
Słono w ustach, niemoralnie…?
Niemoralnie słono?
Zlizania czynności na bakier powykręcane
Świadomości siostry – nieświadome!
Ukochania bracia – smutki!
Słyszysz? Potrzebujesz?
Oj, skaleczony?
Ach! Nauczony?
Pod wrażeniem, winszować!
Grzechem napastujesz,
Niczego nie czujesz,
Wroga nie widzisz,
Siebie się wstydzisz…
Cóż ty za król?
Marny jakiś…
Miłości… Ty upojna prostytutko!
Nadziejo… Ty gnuśności pełna
świnio!
Wiaro… Tyś w miłości nadzieję
straciła…
Siostro…
Komentarze (1)
Twoje wiersze zmuszają do myślenia.brawo.pozdrawiam