wtedy
tamtego września kilka lat po
siedziałam w Starbucks Coffee przy West
Broadway
nim spłonęła do końca zachodnia twarz
miasta
w postrzępionych wieżowcach zapadały się
horyzonty
aromat kaw wielojęzycznie
miksował powietrze
głosami i śmiechem
zawsze tym samym
we wszystkich językach świata
najważniejsze słowa są bardzo krótkie
niczym jaskółki zalepiają kąty
moszczą puste miejsca
wtedy
oderwane od granitu czarne strzałki
pocięły przestrzeń w mozaikę wyrazów bez
znaczeń
po przęsłach mostów skowyt
fontanną spod ziemi
Mocha Java smakuje palonym
Komentarze (4)
dramat wiersza zniewala - refleksja zatrzymuje
dziękuję Wam za przychylne oko :)
Krzemionko
po latach obojęniejemy...
pozdrawiam
dawno nie czytałem tutaj tak sprawnie napisanego
tekstu. pozdrawiam
Bardzo ciekawy wiersz. Trudno jest mi zgodzić się z
obojętnym klimatem, dla mnie jest on wręcz
dramatyczny, przez wydarzenie do którego się odwołuje.
Pozdrawiam.