Wybawienie czy zagłada
Smutek w mym życiu to chleb powszedni mam
go na codzień
moje życie sie rozpada na pył
nie mam juz nic nawet zdrowia
gdyż po każdym wypaleniu tego świstka
papieru uciekają mi minuty istnienia
moją twarz przykrywa maska
niezniszczlana
nikt nie potrafi przez nią wejrzeć to
wnętrza mego
nikt nie potrafi zobaczy tego haosu który
wemnie siedzi
to moze i lepiej że sama chce wykonać tą
syzyfową męke
lecz to wszystko nie jest takie złe
to mi pomaga w budowie samej siebie
kawałeczek po kawałeczku buduje mnie na
nowo
buduje mnie silniejszą ale czy lepszą tego
nie wiem
ale wiem jedno teraz nie moge się poddac
nie moge pozwolić by ogarnęły mnie wrogie
uczucia
musze być silna i wytrwała
nie pozwole żeby choroba mi serce odebrała
nie pozowle bym wpadla w depreje
będe żyć dalej
dzień po dniu bede zaczynać z uśmiechem
lecz czy starczy mi siły na tak cieżka
walke
ja jestem sama i ich jest miliony.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.