wycieczka na rowerze
czasami przejeżdżam obok konia
czas spowalnia, wydłuża się
koń nie odrywa łba od trawy
ale oczy
tak
patrzy na mnie jakby wiedział o mnie
wszystko
jakby wiedział że to ja
zjadłam mu matkę
że to ja
zjadłam mu ojca
wychowałam jego źrebię
a potem je sprzedałam
dobiłam jego brata
gdy miał
skaleczoną nogę
a teraz ma mi być posłuszny
ma mnie nieść na swoich plecach
ma zarobić dla mnie pieniądze
ma nie umierać z bólu bo ja tego
nie chcę
ja mu powiem kiedy
ma umrzeć
gdy przejeżdżam obok konia
chcę krzyknąć w te jego czarodziejskie
oczy
to nie ja !
chcę mu to wybić z głowy
swędzącymi palcami ściskam kierownicę
chcę mu to wydłubać z mózgu paznokciami
chcę mu przyrżnąć tak
żeby nigdy więcej nie próbował kłamać
żeby patrzył na mnie tak jak należy
jestem przecież człowiekiem
jego rodziną
Komentarze (3)
Zatrzymałam się przy Twoim wierszu, zadumałam. Taki
inny, niebanalny. Pozdrawiam.
Marto twoje wiersze jakże inne, zatrzymują groza
mrożą krew powodują konsternacje - i tak pisz w ten
sposób jesteś sobą.
dramatyczne - też chce mi się krzyczeć to nie ja! - a
przecież to ja człowiek powiem mu kiedy ma umrzeć! -
dobry aż ciarki po plecach - uf - pozdrawiam...