wyciskam sok
pozwalam sobie na niegodziwość,
gęstą jak smoła,
dotykam zasuszonych liści i daję im
życie
wywracam na drugą stronę moralność,
pociągam za sznurki oprawcy,
podróżuję na krańcu obłędu z opaską na
oczach
wyciskam sok z pomarańczy,
mam już cały kubek przegniłych myśli,
oddech mam trupi chociaż żyję
powietrze znowu przesycam żółcią,
jej fetor oblepia mnie jak muchy,
wyginam się cały, łamię kark
autor
zmęczony_koleś
Dodano: 2020-04-16 00:28:19
Ten wiersz przeczytano 505 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (4)
Refleksyjny i dramatyczny. Niebanalny tekst
intrygującego wiersza.
Pozdrawiam.
intrygujący w swym zamyśle każdy wers,skłania do
głębszych refleksji:
myślę,że kiedy jesteśmy tak bardzo upadający,dopiero
często możemy uświadomić sobie jak bardzo potrzebujemy
Boga,bo Jego najbardziej jesteśmy głodni,takie
dramatyczne-cierpienie jest łaską,że Bóg nas kocha
właśnie w tym momencie:pozdrawiam*
Skoro sok myśli już wyciśnięty i oddech trupi, to
faktycznie czas na złamanie własnego karku.
Ciekawy wiersz.
Pozdrawiam autora.
Metaforyka nieco makabryczna.
Pozdrawiam