wyczerpana
bywa tak ze jedna lza zatapia swiat
i dusza tonie w morzu tym
wiruje niebo
lamia sie wszystkie dni
i brzeczy cichej nocy trans
jest ciemno i gasnie moje ja
uciekam tam
w najdlaszy kat
i sama
walcze
z grzechem swych
zakrwawinych rak
milczac polykam gorzka prawde
i dlawie sie
zgnilym zapachem zycia
jutro juz pewnie
do domu nie dojde
nie mam sily
zdycham...
jak brudna szmata tak trwam
samych czystych woko siebie mam i strasznie
sil mi brak
by skonczyc ten paniczny
milczenia strach
KONIEC Boje sie, naprawde! lek juz mnie przenika... nie chce byc klopotem, boje sie pomocy.... nie wiem czy ktokolwiek mnie zrozumie.....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.