Wyjście awaryjne
Odkąd prosty korytarz zmienił się w
labirynt,
już niejeden próbował drogę wyjścia
znaleźć.
Porzucone szkielety znakiem, że
zbłądzili,
bez procesu skazani na wieczną
niepamięć.
Splotła nici Ariadna w kłębek jak
jałmużnę,
który sam nie potrafił do celu się
toczyć
i Salomon z pustego nie mógł nalać w
próżne,
by ze świętym spokojem śmierci spojrzeć w
oczy.
Przeszłość nie potrafiła malować różowym
i na styku z przyszłością zaczęła się
kłócić,
śnięta ryba za życia psuła się od głowy
–
raz odcięta już nigdy do niej nie
powróci.
Każdy musi odnaleźć swoje antypody,
nie czekając, że mapa sama spadnie z
nieba,
nadszedł czas ze słabości odwagę wydobyć
i przepłynąć Styks łodzią za ostatni
miedziak.
Komentarze (36)
"Każdy musi odnaleźć swoje antypody,
nie czekając, że mapa sama spadnie z nieba"
Pozdrawiam :)
Forma jak zawsze dopieszczona.
Jeśli "mapa nie spadnie z nieba" z pewnością się
gdzieś ludzie odnajdą...byle nie w otchłani...
Pozdrawiam :)
Wiersz ładnie się toczy, melodyjnie - warsztowo i
formalnie - pewnie bezbłędnie, ale i ja nie wszystko
rozumiem. Dość ukryte w utworze pewne teści.
Pozdrawiam Abandonie:)
Zawsze będę cenił taki warsztat i mocne przesłanie.
Pozdrawiam :)
Przyjemnie się czyta po raz pierwszy. Kiedy jednak się
w ten wiersz wgryzam - okazuje się, że nie wszystko
rozumiem. Ale plusa masz i tak, bo to pewnie tylko mój
defekt.
Podoba mi się ten splot historii i powiedzonek