Wykłady szalonego naukowca- O...
Poniosło mnie i trzy wykłady nowe mam, oto pierwszy z nich. Każdy jest inny i wybaczcie mi długość, chcę przekazać jak najwięcej.
"Wykłady szalonego naukowca- O kuchni
starożytnej".
02.02.2018r. piątek 13:00:00
Szanowni państwo, witam państwa na
dwudziestym piątym moim wykładzie z cyklu,
co szalony naukowiec rzecze.
Było ostatnio dwukrotnie o epokach, a by
dziś nie gadać o jakiś głupotach pomyślałem
pójdę w tę przyjemniejszą dla studenta
stronę. A taką myślę, że jest jedzenie, a
zwłaszcza gdzie smacznie i szybko oraz
przede wszystkim tanio zapełnić sobie
brzuszki i by to nie był alkohol. Stąd też
pomysł na taki wykład, który jest
początkiem pewnego cyklu wykładów. Zaczynam
oczywiście od tego, co najdawniej, a więc
od starożytności. Tyle słów wstępu. Widzę,
że wy słysząc dzisiejszy temat wykładu
przybyliście licznie i już siedzicie
wygodnie. No to piórka, długopisy, ołówki,
klawiatury, co tam wolicie i zapisujcie
ciekawostki. Ja rozpoczynam właściwą treść
wykładu.
Dla starożytnych greków spożywanie
posiłków posiadało szczególne znaczenie. W
Grecji ceniona była gościnność, podobnie
było i jest w naszym kraju nad Wisłą. Zdaje
się, że jeszcze tak jest, że jeszcze
rządzący nie zmienili nazwy tej królowej
polskich rzek (śmiech na sali). Grecy
bardzo chętnie ucztowali. U nich to żywność
posiadała także wymiar religijny, otóż w
tamtych czasach często składano ją bogom.
Jak wiadomo były to czasy przed
chrześcijańskie i pewne wierzenia były
silniejsze niż dziś. Silniejsze w pewnym
zakresie, tak to uogólniam, nie absolutnie
nie porównuję, po prostu chodzi o to, że
dziś praktycznie chyba tak nie ma, a na
pewno nie w Grecji. Z upływem czasu pory
osiłków ulegały zmianie. Podstawą ich
posiłków wówczas stanowiły placki madza, a
w późniejszym czasie także chleb. Z rana
spożywany był ariston, na niego składały
się placki, które były maczane w winie
zmieszanym z wodą. Tak około południa
spożywano deipnon, był to posiłek
zasadniczy i złożony był z potraw mięsnych,
ryb, chleba. Natomiast wieczorem jedzono
dorpon, posiłek składał się z potraw
podobnych do tych, które wchodziły w skład
deipnon, lecz były podawane w mniejszych
ilościach. Niezależnie które, ale posiłki
lubiono popijać winem, który był
rozcieńczony z wodą soloną lub z wodą z
miodem. Takie wymieszane w wazach i
odpowiednio były rozlewane do dzbanów i
karafek.
Należy tutaj zauważyć, że ludzie z
biedniejszych sfer spożywali polewkę, czyli
taki rodzaj zupy lub papkę z mąką oraz
fasolą, cebulą, czosnkiem i sałatę. Na
różnych wzgórzach były hodowane owce oraz
kozy, które to dostarczały mięsa jak i
sera. Oczywiście ser trzeba były wpierw z
mleka wyrobić (delikatny śmiech na
sali).
Ok, załatwiliśmy greków, to teraz
bierzemy na nasz edukacyjny celownik
rzymian. Otóż moi mili starożytni
rzymianie, ci biedniejsi bardzo chętnie
jedli bób, który podawano gotowany, albo
prażony. Produkt ten często sprzedawany był
na ulicach. Należy dodać, że częstymi ich
składniami była cebula, czosnek, a także
oliwki. Ponadto robili dosyć proste placki
z mąki i popijali to wszystko winem.
Z kolie bogaci rzymianie podczas
wystawnych i pełnych przepychu uczt
spożywali niezwykle rafinowane posiłki.
Posiłki te przygotowano z przeróżnych mięs.
Bardzo cenne wówczas były rozmaitego
rodzaju ptactwa, które często pochodziły z
terenów Afryki. Jak teraz na was patrzę to
wyglądacie na takich, jakbym wam
powiedział, że wyglądacie i jecie jak jakiś
plebs. Sorry, to taki miał być żart, mam
nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony
(śmiech na sali). No i fajnie, widzę, że
nastała rozluźniona atmosfera i o to chyba
chodzi. Ok. kontynuuję, a to, co wam teraz
powiem poprawi wasze notowania w rankingu
jedzących. Za pewne wcinacie nie raz jajka,
tak też robili Ci bogaci rzymianie, ba oni
to od jedzenia jajek zaczynali każdą ucztę.
Zaczynacie dzień od jajek, od jajecznicy?
No widzicie macie cały dzień ucztę (śmiech
na sali).
W Rzymie jadano trzy posiłki dziennie, a
najważniejsza była kolacja. Bardzo ważną
rolę w ich menu odgrywały sosy, a
najbardziej rozpowszechniony był garum,
który to był produkowany w Pompejach. I
dziś u nas też różne sosy są taką pewnego
rodzaju normą i podstawą, ale mam nadzieję,
że nie czeka nas los taki jaki spotkał
starożytne Pompeje. Myślę, że każdy pamięta
i wie o co chodzi.
Teraz powiem wam z jakich składników
składał się ten rzymski sos, były to: ryby,
zioła, olej, wino, jak widać zawsze i
wszędzie obecne, nie tylko w waszym
studenckim menu. Ponadto potrzebne było:
pieprz, ocet, sól. Odpowiednio przyrządzony
pozostawał aż na okres dwudziestu dni w
celu fermentacji. No i wy też lubicie robić
ferment, ja was studentów już dobrze znam.
Największy ferment to w czasie sesji.
Powiem wam jeszcze, że wówczas sporządzano
także inne sosy, np. na bazie kminku,
miodu, octu, płynu rybnego. A wszelkie
potrawy, które były podawane podczas
wystawnych uczt były faszerowane. I, co moi
mili, zadowoleni, udało mi się chociaż
troszkę was ciekawą wiedzą nafaszerować?
Jeżeli chcecie coś dobrego przyrządzić i
skosztować to siedźcie jeszcze cierpliwie,
wykład zbliża się ku końcowi. Zasadniczo
jest tak od początku, od pierwszej sekundy
jak zasiedliście w waszych studenckich
lożach. Teraz podam wam jeden, myślę dość
ciekawy przepis. No proszę o uwagę i na
wszelki wypadek zapiszcie sobie.
Pasteli- wiecie co to? To są słodycze z
prażonych ziaren sezamu, z dodatkiem miodu.
Myślę, że przez poszukiwania odpowiedniego
miodu zainteresujecie się losem pszczół, a
może będziecie chronić te cenne istoty, a
może i ktoś z was założy pasiekę. Oto
przepis:
W garnku o dość grubym dnie zagotujcie
sobie jeden kubek miodu, także jeden kubek
prażonych ziaren sezamu i dorzućcie do tego
pół łyżeczki soli. Owszem odpowiadając już
na wasze dociekania kubek kubkowi nie jest
równy, to myślę weźcie taki średni, taki pi
razy oko ustawowo normowany (śmiech na
sali). Ok. kontynuuję, by wam nic nie
umknęło. Należy gotować przez piętnaście
minut, często mieszając, aż masa
zgęstnieje. By ten czas też spożytkować w
inny czas i nie lenić się to jakaś mądra
audycja w radio, albo audiobook z mądrą
książką można, a nawet powiem, że trzeba
sobie włączyć. Po upływie wyznaczonego
czasu lub uzyskaniu należytej konsystencji
należy całość wlać do tortownicy i poczekać
aż wystygnie masa. Jak dodacie podwójne
porcje tego, co mówiłem to faktycznie
jedzenia będzie masa i na akademikach zaraz
sępy się zlecą (śmiech na sali). Potem
należy naoliwionym nożem oddzielić ową masę
od brzegów pierścienia wiadomo nie
pierścienia Arabelii, ale od pierścienia
tortownicy. I ostatnim krokiem należy
pokroić słodycze najlepiej na paski.
Pewnie zdziwiła was Arabela, a to takie
nawiązanie do serialu telewizyjnego z 1979
roku, ona to miała magiczny, czarodziejski
pierścień. No, ale spokojnie, na wyłady
filmowe myślę, że nadejdzie jeszcze czas.
Chciałem jeszcze wam powiedzieć Flan,
chcecie posłuchać o smacznym czymś?
Wybaczcie, że przedłużam wykład, postaram
się bez zbytnich wstawek powiedzieć coś wam
o owym, nieznanym myslę wam, a na pewno
większości Flan.
W niewielkim rondelku karmelizujemy osiem
łyżek cukru. Prawda, że smacznie się
zaczyna? Później gorący karmel przelewamy
do małych foremek i rozprowadzamy karmel po
dnie. Potem około 600 ml mleka należy
zagotować na krem wraz z jedną laską, ale
spokojnie z laską wanilii, nie ebonitową,
czy inną. Potem odstawiamy i czekamy aż
ostygnie. W dawnych czasach nie mieli
takich wynalazków, ale wy pożyczacie od
babć mikser i ubijacie mikserem trzydzieści
gram cukru razem z czteroma jajkami, potem
należy do tego dolać ostudzonego mleka z
ziarenkami wanilii, a później przelewamy
masę do foremek. Tak napełnione foremki
układamy na większej blasze do pieczenia, a
blachę tą napełniamy wrzątkiem, oczywiście
wody do połowy wysokości. Tak przygotowaną
całość wstawiamy do piekarnika i przez
czterdzieści pięć minut pieczemy w stu
siedemdziesięciu stopniach. No i niebawem
mamy Flan, jak podzieliście się z ludźmi na
akademiach to za chwilę będzie niezły fan,
wiem, co mówię, widziałem raz taki fan, fan
klub darmowego obżerania się (śmiech na
sali).
Dodam jeszcze, że Flan najlepiej podawać
schłodzony. I według waszego uznania,
smaku, zasobności portfela lub zawartości
spiżarni babci możecie dodawać do niego
przeróżne dodatki np.: migdały, wanilię,
cynamon, świeże owoce, tutaj pełna
dowolność. Można też zaszaleć i podnieść
sobie endorfiny dodając płynnej czekolady,
a także można spożywać go z pistacjami, czy
też różnistymi konfiturami.
Już widzę, jak rzucacie się na lodówki i
do spiżarni babć, cioć, mam, wujków, a może
i sklepowych, bo teraz to studenci bogaci
są (śmiech na sali). Wykład zakończony, ja
śmigam do stołówki, bo zaraz będzie
oblężenie Akki, znaczy się Anki, naszego
bufetowego automatu z gorącą czekoladą.
Serdecznie dziękuję, że jesteście, wybaczcie, ale jeszcze dwa różniące się od siebie wykłady będą.
Komentarze (14)
pozdrawiam Amorku (+) :)
Szalony i zdolny
Pozdrawiam Amorku:-)
Amorku jak zawsze super:)pozdrawiam cieplutko:)
Prawdziwy elaborat, Amorze,
mam podobne spostrzeżenia do Marty,
co do komentarza Jorga, który nie dotyczy treści
wiersza,
to powiem tak, skoro razi Ciebie Jorgu punktacja, a
także nie lubisz tutaj być, to net jest obszerny, to
raz, a dwa mógłbyś wreszcie przestać strzelać tyle
byków, robisz je nie tylko w komentarzach, ale i w
wierszach również, teraz np napisałeś
"mi się nie rozchodzi"
- rozchodzić, to się może głos w lesie, co innego - mi
nie chodzi o to, że są tacy, ale rozchodzi jest
niepoprawne,
takich wpadek u Ciebie jest masa, skoro wymagasz od
innych, to wymagaj również od siebie, bo to, że wg
Ciebie nie piszesz w płytki sposób to nie wystarczy,
by wiersz był dobry, musi być jeszcze bez błędów, a u
Ciebie jest ich całkiem sporo Ryszardzie.
Co do punktów, to przemawia przez Ciebie zwykła
zazdrość i tyle.
Aleś się rozpisał ;)
Pozdrawiam.
jejuś Amorze, nie wiem co Ci napisać, to nie jest
wiersz... relacja? opis...sprawozdanie, poradnik?
Kurcze no, gadanę masz, wiedzy szukasz i oferujesz ją
- ukłon.
A zmieniając temat, komentarz J-W jest dobry i smutny
zarazem. To straszne, że ktoś podpisuje się pod
naszymi słowami, a my nie mamy na to żadnego
wpływu, bo nie mamy, nawet gdy wkleimy formułkę o
prawach autorskich. Cały koment Jorga jest na miejscu,
ja też z beja wypadłam, a nawet mnie wywalili, nie
wiem za co, za treść wiersza, która im się nie
spodobała, czy jakieś relacje...w które ja przecież
nie wchodzę...komentarze kogoś pod moimi wierszami...
Bez sensu. Był też czas, że w ogóle sama odeszłam i
codziennie znów chcę to zrobić. Ale nieważne.
Pozdrawiam Cię serdecznie i pisz co ci w duszy gra :)
Witaj stawiam Ci plus.Zastanawiasz się dlaczego dużo
osób opuszcza beja ,to bardzo proste.Jest tutaj dużo
ludzi którzy piszą ładnie i na temat..potrafią docenić
poezję...fakt społeczność to nie tylko tłum ludzi..to
jest masa spleciona z najdziwaczniejszych
sprzeczności...ze zła,dobra,ohydy i świętości.Ostatnio
zauważyłem w necie dwa swoje wiersze skopiowane
podpisane innym nazwiskiem...Po prostu
bezczelność...Następna sprawa dużo ludzi tutaj jedno
drugiemu sypie za dużo cukru pomimo że wiersz jest
bardzo płytki...mi się nie rozchodzi o zbieranie
punktów,ale są tacy co bardzo im na tym
zależy...Pozdrawiam ciepło
Wielu rzeczy o których piszesz
dotąd nie wiedziałem, więc
odbieram to jako częściową
edukację.
Miłego dnia AMORZE.
Ta przypadkowa dwuznaczność poszerza horyzonty :)
mily, takie niby przejęzyczenie, mówiąc pory posiłków.
Przecież i szalony naukowiec może mówiąc do studentów
się przejęzyczyć, a może już inną myśl miał :), ale
się powstrzymał, bo starożytni gladiatorzy - takie
osiłki to niezłe w walce posiłki i wcale placków
madza, przecież ich siła to niezła miazga. No, ale
gladiatorzy to bardziej rzymianie, niż Grecy-
Ateńczycy. Ciekawie, co ich Saloniki, czyli salony
wystawne na to :) Ok. zagalopowałem się, sorry.
Z podobaniem, pozdrawiam serdecznie :)
/pory osiłków/?
Flanów bym spróbowała :)
Pozdrawiam AMORZE :)
Amorze, wenę to Ty masz rzeczywiście. Wcale w to nie
wątpię, że mógłbyś tak pisać bez końca:)
Pozdrawiam:)
Marek
Klania sie agarom Twojej wenie, pozdrawiam