Wykłady szalonego naukowca-...
Dawno nie było wykładów :)
"Wykłady szalonego naukowca- Studenci
lubią jeść".
05.06.2018r. wtorek 10:38:00
Szanowni państwo, witam państwa na
trzydziestym trzecim moim wykładzie z
cyklu, co szalony naukowiec rzecze.
To już dwa miesiące jak nie było wykładów,
wiem bardzo stęskniliście się. Z tego, co
wiem to ja, wasz szalony naukowiec też się
stęskniłem i zgłodniałem. Skoro około
Wielkanocy był wykład o tym, co poprzedza
alleluja to dziś dla głodnych zapodam od
czegoś, co jeszcze kojarzy się z minionymi
świętami. Także komu ślinka cieknie niech
siada do stołu, oto zapodaję trochę różnych
przepisów. Myślę, ze przed sesją solidnie
trzeba się najeść. Może i napoić i znów, ja
abstynent zapodam coś zgoła dalekiego od
mych przekonań. Pytanie dlaczego? Odpowiedź
brzmi, bo wiem, że nie każdy jest tak
szajbnięty jak ja jeżeli chodzi o
abstynencję. No to zaczynamy :)
Oto menu i życzę smacznego :)
1.Wielkanocna babka cytrynowa,
2. Żurek.
Jak tak sobie przypominam to przyszła taka
niezła babka, studentka i miała cytrynową
pomadkę niezła z niej malina, to znaczy
cytryna i mówiła, że te cytryny to ma po
matce. Oj jak srodze panie na mnie
wejrzały, jakieś skojarzenie zdaje się
jeszcze z jajami wielkanocnymi miały. A
mnie tutaj nie na żarty (uśmiechy na sali.
No dobra, co potrzebujemy do tego przepisu?
A no potrzeba nam: cztery jajka, jedna
szklanka cukru pudru, dwieście gram masła,
skórka starta, ale spokojnie nie z rąk
podczas roboty, albo na tarce, ale z dwóch
cytryn. Jedna łyżka soku z cytryny i
dwieście pięćdziesiąt gram mąki pszennej
się przyda. No, ale skoro to babka i to
całkiem niezła to znaczy, że będzie wypiek
jak to u babki, więc potrzeba nam dwie
łyżki proszku do pieczenia. Nie zaszkodzi
babkę polać lukrem, ja wiem niektórzy mają
dosyć słodko i bez lukru. Jednak jakby co
na lukier nam potrzeba jedna szklanka cukru
pudru, niektóre cytryny, to znaczy się
panie nie potrzebują pudru, inne to aż za
nadto się pudrują. Jednak niech żadna z pań
nie czuje się obrażona, przecież
personalnie palcem nie wytykam (śmiech na
sali). Potrzeba do tego lukru rzecz jasna
pięć łyżek soku z cytryny, a więc będą
biedne dziewczyny, to znaczy cytryny
wyciśnięte do ostatniej pestki (śmiech na
sali).No i by było zabawnie dodajemy startą
skórkę z jednej cytryny. No i jak łatwo
policzyć potrzebne nam są trzy cycuszki, to
znaczy cytryny. Ups, zdaje się , że zbyt z
podtekstem tak przed wakacyjnie zapodaję, a
więc już się uspakajam i mówię jak zrobić z
tego miszung*, to znaczy jak to zmieszać,
by było smacznie i zjadliwie.
Z jaj wydobywamy żółtka i ścieramy je z
cukrem, do tego dodajemy roztopione masło.
Całość miksujemy, jak domyślam się
niektórzy od tych zajęć by się
wymiksowali** (śmiech na sali). Następnie
należy dodać skórkę i sok z cytryny i znów
zmiksować. Tak sobie myślę, co się uparłem
na te cytryny, lepsze i większe są
pomarańcze. W sumie dobrze, że nie
mandarynki, chociaż i te bywają duże, albo
jakieś morele, śliwki. Hm, a może
brzoskwinki? No wiem, wiem wzięło mnie na
maksa, ale myślę, że w ten sposób próbuję
wam przekazać inne, alternatywne, tym razem
moje, autorskie pomysły na babkę cytrynową,
a właściwie pomarańczową lub inno owocową
(śmiech na sali). Jak to było, tak, tak,
pamiętam drugi raz zmiksowaliśmy, to teraz
należy wsypać mąkę i proszek do pieczenia.
Uwaga mówiłem wsypać, a nie wysypać, jak
ktoś coś inaczej usłyszał to laryngolog się
kłania, znaczy się woła (śmiech na sali).
Należy wszystko wymieszać i dodać do tego
na sztywno białko. Nie wiem, co panie się
tak teraz uśmiechają, czy ze mnie, czy do
mnie, czy z ubijania, z białka na sztywno,
czy z wszystkiego razem. Nie wiem i nie
chcę wiedzieć, szczerze to boję się prawdy
o tym, co siedzi w głowach młodych
studentek (śmiech na sali). No jak już te
sztywne białka i wszystko jest razem to
delikatnie, delikatniutko mieszamy łyżką.
Tak ufyrlane* ciasto, czyli przygotowane
wlewamy do natłuszczonej i lekko oprószonej
mąką formy. Uwaga by to nie było oprószenie
z łupieżu (śmiech na sali).
Na to doborowe towarzystwo czekać już
powinien nagrzany do czerwoności stu
osiemdziesięciu stopni piekarnik. On to tą
miksturą niech zajmie się przez okrągłe
trzy tysiące sześćset sekund, czyli
sześćdziesiąt razy sześćdziesiąt. No nie
mówicie, że nie wiecie, że to godzina. W
tym czasie zajmujemy się lukrem, a
właściwie takim hokus pokus, a wiele na tej
sali siedzi pokus (śmiech na sali) i w
finalnym, kulminacyjnym momencie dochodzimy
do osiągnięcia, no bez skojarzeń mowa
przecież o uzyskaniu lukru cytrynowego lub
jak już wiecie analogicznie inno owocowego.
Tutaj należy cukier puder wymieszać z
sokiem cytryny lub, wiecie czym i gdy
uzyska się jednolitą masę to wówczas lukier
należy wylać na lekko ostudzonej babce,
czyli takiej, która doszła, znaczy się z
piekarnika wyszła i teraz chłodzi się
powietrzem atmosferycznym, to znaczy się
pokojowym, albo kuchennym (śmiech na sali).
Taki ciepły lukier, pyszności, należy go
posypać startą skórką nie z banana, ale z
cytryny. Swoją drogą banany w ilości
dwadzieścia pięć i pięciu gatunkach
zacząłem hodować. Zobaczymy, co z tego
będzie.
Jeżeli chodzi o ten przepis to życzę
smacznego, ale kurka siwa tak się
rozgadałem, że o wielu przepisach nie
wspomniałem. Mamy dwa wyjścia, właściwie wy
macie dwa wyjścia, albo wyjściem
ewakuacyjnym, w tym także oknem się
ulotnicie, ale uwaga, stop, spokojnie,
jesteśmy na trzecim piętrze a rynna jest po
drugiej stronie. No, albo drugie wyjście
pozwolicie, że wam sprzedam za darmo
jeszcze przepis na żurek, a jutro na
kolejnym wykładzie zamiast powtórek do
egzaminów znów będzie kulinarnie.
Świetnie też wybrałbym żurek (śmiech na
sali).
No to na zakupy, hehe :) potrzebujemy
sześćdziesiąt dekagramów kiełbasy, uwaga na
konserwant E250, spokojnie za jednym
wyjątkiem dodają go do wszystkich kiełbas,
a on jest tylko rakotwórczy i dobiera się
do jelita grubego, zwłaszcza u panów. No i
minęło przerażenie w oczach pań. Nie chcę
nikogo straszyć, lecz tylko ostrzegam i sam
mimo to smaczną kiełbasą zakanszam**. Nie,
nie zakańczam, ale jeżeli ktoś coś, to jak
już mówiłem laryngolog czeka (uśmiech na
sali).No dobra teraz dalej to, co dobre, a
więc dwa ząbki czosnku, pięć ziaren
czarnego pieprzu, jeden liść laurowy, nie,
nie wieniec. To nie pogrzeb, ani triumf by
laury odbierać (uśmiech na sali). Trzy
ziarna ziela angielskiego, podkreślam i
powtarzam wolno ziela angielskiego, panowie
to nie Jamajka (śmiech na sali). Do tego
potrzebne są cztery suszone grzyby i też
nie halucynki**, zdaje się, że wszystko ma
jakieś skojarzenia. No i teraz będzie kwas,
znaczy się pięćset mililitrów zakwasu na
żur, cztery jajka ugotowane na twardo, no i
majeranek, sól i pieprz. Inny pieprz niż
ten czarny. Hola, hola, nie jestem rasistą,
to przepis kulinarny, a nie stadionowe
okrzyki, czy coś (śmiech na sali).
No dobra to się streszczam i kończymy
wykład. Musimy zagotować dwa litry wody. Do
wrzątku należy wrzucić kiełbasę, doprawić
dociśniętym przez prasę czosnkiem. Nie, nie
taką prasę, co kupujecie, sorry wy nie
kupujecie, co widzicie w kiosku przy
przystanku. Sorry nie widzicie, bo gały w
smartfonach macie wlepione. No dobra, dobra
kioski zlikwidowali. Nie ważne, nie było
tematu. Chcecie szybciej koniec to nie
zagadujcie mnie (śmiech na sali). Dodajemy
liść laurowy, ziele angielskie, pieprz i te
suszone grzyby. Gotujemy jedną trzecią
godziny, kto nie wie ile to niech pomnoży
sześćdziesiąt minut razy jedna trzecia. Po
tym czasie kiełbasę wyjmujemy i odkładamy
na bok. Ludzie nie ważne, obojętnie jaki
bok, kiełbasa zasadniczo jest okrągła i ma
nieskończenie wiele boków (śmiech na sali).
Do wywaru należy dodać zakwasu na żur. To
wszystko należy przyprawić majerankiem,
solą i pieprzem. Wiem, wiem dziś wiele
pieprzenia i nie tylko z mej strony. Kto z
nami dziś gotuje ten pieprzy (śmiech na
sali). Należy to wszystko jeszcze sześćset
sekund gotować na wolnym ogniu. I tutaj jak
widać jest ukryty postulat, uwolnić ogień,
nie więzić go w "zapalniczkach lub
zapałkach" (wielki śmiech na sali). No i
kiełbasę kroimy w plastry, jajka na
ćwiartki, wiem, wy znów nie wiecie co to są
ćwiartki, bo teraz sprzedają dwu setki, a
wy i tak nie sięgacie po nic mniejszego jak
pół litra. No i nim sięgniecie po te pół
litra zakwasu na żur, co wraz z wodą i
wszystkim zrobiło kilka litrów żuru to
można jeszcze dodać łyżkę kwaśnej śmietany.
No to co koniec lania żuru i kończymy
wykład. Życzę smacznego i zapraszam jutro
na kolejny wykład z tego cyklu.
*Zamierzone przez autora (określenie
używane często na Śląsku).
**Zamierzone przez autora.
Serdecznie dziękuję i do miłego :)
Komentarze (10)
:))))++
Szalone te przepisy ale może się sprawdzą. Pozdrawiam.
Ale dluuuugi.... Ale doczytałam do końca... Uff :)
Super!
Pozdrawiam :)
przepis przekazuję żonie. co cesarskie oddaję
cesarzowej.
pozdrawiam Amorku :):)
a ja za taki przepis dziękuję bardzo, moja Wielkanoc
była w kwietniu i co?
Miałam siedzieć i czekać na przepis? Toż z kielnasy
białej już dawno byłaby zielona, a może i nóg by
dostał i odpełzła w siną dal.
A na email odpowiedź poszła.
Oj Amorku fajnie się czyta :)
Widac że humor Ci dopisuje
Pozdrawiam z usmiechem :)
Amor, zapomniałeś dodać, że te przepisy należy czytać
na głodnego, bo to poruszy soki każdego... :)
No o smacznego życzę również wszystkim szalony
naukowcu ...
Przepisy na bisy...;-)
widzę, że dopisuje Ci humor Amorku!
Super przepisy.