WykładySzalonegoNaukowca-OKuchni...
Dawno nie było wykładów, wracają. Wiem, że długie, ale jutro będzie II część tego wykładu-krótsza :)
"Wykłady szalonego naukowca- O kuchni
renesansowej".
03.04.2018r. wtorek 10:09:00
Szanowni państwo, witam państwa na
trzydziestym moim wykładzie z cyklu, co
szalony naukowiec rzecze.
Nie miałem długo głowy do wykładów, nie
chciałem, a właściwie nie umiałem się
uporać z pewnymi sprawami. Jednak już
jestem, już wracam z kolejnymi wykładami.
Dziś tak poświątecznie, będzie kulinarnie.
O kuchni renesansowej, adekwatnie do tego,
że mówicie na mnie człowiek renesansu.
Będzie trochę przepisów, więc włóżcie nowe
wkłady do swych firmowych długopisów.
W owym czasie, czyli w czasie renesansu
dokonała się pewna zmiana, a mianowicie
ostre przyprawy zostały zastąpione
łagodniejszymi przyprawami. Przyprawy
korzenne, jak za pewne wiecie z
poprzedniego wykładu z tego cyklu były
przez całe średniowiecze i były one
potwierdzeniem pewnego statusu, ściślej
mówiąc zamożności.
Majątek królów, czy też książąt oraz
biskupów zwykle odzwierciedlała ilość
posiadanych przypraw.
Jadłospis, zamożnych obywateli w czasie
renesansu był bardziej urozmaicony i
wyrafinowany niż rzemieślników oraz
biedaków. Oto kilka dań, które to cieszyły
się ogromną popularnością w czasie tej
epoki:
-nugat z orzechów z sercem śmietankowym,
przybrany marmoladą i konfiturą z różnych
owoców,
-galareta mięsna z sałatą,
-mięso z białym sosem i musztardą,
-pieczone gołąbki,
-pieczeń wołowa z sosem winnym lub octowym
do wyboru,
-francuskie ciasto nadziewane serem,
-pieczeń z dziczyzny z białymi kluskami
,
-kulki z mięsa.
Biedniejsi ludzie jedli na kolację i obiad
bardziej ubogie potrawy np.:
-kaszę,
-kluski,
-rośliny strączkowe i nabiał.
W Polsce chłopi jadali najczęściej:
-żur,
-barszcz,
-pierogi,
-ćwikłę z chrzanem,
-rosół.
No to teraz troszkę przepisów wam zapodam
(śmiech na sali).
Przepis pierwszy
Tarta z szpinakiem i grzybami
Naszykujmy sobie 300 gram mąki, 150 gra
masła, pół szklanki zimnej wody, szczypta
soli, ponadto talerz mrożonych grzybów
(kurki i borówki). Widzę, że ju z wzięło
was nieco pod górkę (śmiech na sali).
Ponadto obowiązkowo cztery garście świeżego
szpinaku i trzy łyżki rodzynek. Mamy? Jak
mamy, jak nie mamy, co głupkowato kiwacie
głowami (śmiech na sali).
No dobra, co trzeba zrobić? Notujcie, a ja
wam powiem, a mianowicie pół garści
szparagów, ugotowanych i pokrojonych oraz
jedna szklanka śmietany trzydziesto
procentowej, jak i cynamon, cukier, sól
kilka goździków utłuczonych w moździerzu. O
widzę przerażenie na samą myśl moździerza,
spokojnie to nie o taki moździerz chodzi.
No i masło do podsmażania musi być.
Z mąki, masła i wody robimy kruche ciasto.
Zawijamy w folię spożywczą i wstawiamy do
lodówki na pół godziny. kolejny krok to na
patelni, na maśle podsmażamy pokrojone
grzyby. W momencie, gdy zmiękną dodajemy
rodzynki, szparagi, przyprawy. Kolejno
szpinak i śmietanę i tak przygotowane
odstawiamy do wystygnięcia. Ciasto dzielimy
w proporcjach dwie trzecie do jednej
trzeciej. Ten większy kawałek traktujemy
wałkiem, znaczy się rozwałkowujmy i
wylepiamy nim wysmarowaną tłuszczem formę.
Poczym wykładamy na nią nadzienie. Ten
mniejszy kawałek cista rozwałkowujemy i
układamy na wierzchu i zlepiamy brzegi. Na
środku robimy krzyż, znaczy się nacinamy
tartę na krzyż. Potem już czeka na nią
nagrzany piekarniczek i tak w tych stu
osiemdziesięciu stopniach Celsjusza robiyy
naszej potrawie trzydziesto, czterdziesto
minutowe solarium.
Zgłodnieliście? Ja jeszcze nie, ale
spokojnie, do końca wykładu jeszcze trochę
i wszyscy zgłodniejemy. Teraz poznajcie
Specjał z bakłażanów.
Naszykujmy sobie dwa bakłażany, dwie łyżki
mieszanki świeżych ziół, np. natka
pietruszki, mięta, bazylia, nać kopru, mąka
do oprószenia, cztery łyżki oliwy, kilka
goździków (utłuczonych w moździerzu).
Ponadto łyżka cynamonu, dwie łyżki cukru,
sól i biały ocet winny do skropienia.
Zasadniczo nie wiem co i komu ów ocet jest
winny, ale wiem, że bakłażany kroimy w
plastry (śmiech na sali). Te bakłażany
obsypujemy mąką z obu stron. Do
żaroodpornego naczynia nalewamy część
oliwy, ciekawe czy wasze czaszki są takie
odporne i trochę oliwy da się wam tam wlać.
Sorry nie miałem nic złośliwego na myśli i
nikogo nie chcę obrażać (śmiech na sali).
No i w tych czaszkach, znaczy się
żaroodpornym naczyniu układamy pierwszą
warstwę studentów, to znaczy się bakłażanów
(śmiech na sali). Potem posypujemy je solą,
połową ziół, taki student też pewnie
chciałby być posypany odrobiną ziół (śmiech
na sali). Ponadto umieszczamy tam połowę
goździków, cynamonu i cukru. No i na koniec
topimy to, znaczy się polewamy oliwą. I na
to układamy kolejną warstwę i posypujemy
resztą składników. Wierz rzecz jasna
skraplamy oliwą, a potem octem oczywiście
winnym, bo tutaj nie ma niewinnych (śmiech
na sali). No i znów napalony piekarnik wita
naszą potrawę, która w stu osiemdziesięciu
stopniach się opala, aż bakłażany będą
miękkie. No i gotowe, smacznego.
Teraz może coś dla koneserów, a wiem, że
wy studenci tacy jesteście. Oto przepis na
sałatę ziołową. No i widzę wasze
oblizywanie się, no to zapodaję przepis.
Zbieramy składniki, pół szklanki naci
pietruszki, nie mylić z ku...y maci (śmiech
na sali). Potrzebujemy łyżkę szałwii, jedna
cebula drobno siekana, widzicie juz
doprowadzam was do łez (śmiech prowadzącego
i na sali). Pół pora dobro pokrojonego też
musicie skołować, a wiadomo pół pora to np.
tylko jeden but, albo spodnie bez nogawki
(śmiech na sali). Czujecie do tej sałaty
pociąg, to znaczy, że czujecie mięte, a
więc mamy potrzebną szklankę mięty. No i
teraz podwójna zagwozdka, a mianowicie
potrzebujemy garstkę kwiatów ogórecznika, a
dokładnie tylko płatki. Jedni wyślą po to
dzieci, bo oni mają garstkę, taki student
to ma już garść, wyćwiczoną i potężną
(śmiech na sali). Inni będą mieć zadumę nad
tym, co to ów ogórecznik. Pamiętajcie tylko
płatki, bo szypułki są zasadniczo
niejadalne. Mówić zasadniczo wiem, że są
jadalne, ale de facto tylko raz w życiu. A
to nie wszystko, musicie z spiżarni skręcić
jedną trzecią szklanki koperku, spokojnie
nie innego czegoś na k (śmiech na sali). To
nie te zioła i nie ta sałatka (śmiech na
sali). No coś wam wesoło, a to nie
wszystko, bo potrzebujemy pół szklanki
rzeżuchy i kilka gałązek ruty, ale tylko
listki. No i znów myśli taki student kim,
czym jest ta ruta. A wiadomo jak nie będzie
ruta to nie smaczna potrawy będzie nuta. No
i by was jeszcze bardziej w niewiedzy
usadzić to powiem, że potrzeba szklankę
listków portulaki, spokojnie jeżeli nie
ogarniacie zamiennie może być szklanka
roszponki. Nie pomogłem, jeszcze bardziej
zagmatwałem? Poddajecie się, nie będziecie
skręcać tego ziołowego rarytasu? No nie,
nie wierzę, przecież wy się nie poddajecie,
a jak już ogarniecie te składniki to będzie
już z górki. No to super, że chcecie jednak
gotować, to jeszcze pójdźcie do spiżarni po
jedną trzecią szklanki oleju lnianego i
łyżkę octu winnego. Ten ocet winny będzie
zawsze winny, biedaczek (śmiech na sali).
No to przebrnęliśmy i jesteśmy na etapie,
gdzie zgromadzoną zieleninę myjemy, potem
osuszmy, no i rozdrabniamy, potem wrzucamy
do miski. Należy wymieszać z cebulą. Z tego
winnego koleżki, soli i oleju robimy sos.
Tą naszą sałatę polewamy przed podaniem. Na
górę posypujemy kwiatami ogórecznika. No i
mamy, a teraz należy przygotować jakieś
mięso, bo tę sałatę podajemy do mięs, haha,
ale zonk (śmiech na sali). Oj, ktoś chyba
rzucił mięsem, czyli łaciną kuchenną, a
więc ok. taki ktoś ma dyspensę i może bez
mięsa to pałaszować ( uśmiech prowadzącego
i śmiech na sali).
Studencie zostań na wykładzie, nie idź
jeszcze, bo teraz podam Ci przepis na
Hipokras, nazwa Cię nie kręci, chcesz
wyjść? Haha, zaraz Cię załatwię i
zostaniesz, oj nie spokojnie, ja wam nie
grożę. Chcę powiedzieć tylko, że Hipokras
to napój alkoholowy. O kocham tę ciszę i
ten zapał, który zapanował, teraz nawet
widzę niepiśmienni siadają i notują coś w
swych agendach (śmiech na sali).
No to gromadzimy składniki, otwierajcie
wasze torby i wyciągajcie te białe i
czerwone wino, butelka jest potrzebna, tak,
tak, ja wiem, że macie tego więcej, ale na
prawdę butelka wystarczy. No dobrze, pan i
pani możecie dwie, skoro takie macie
zapotrzebowanie (śmiech na sali). No to do
tego potrzeba trzysta gram miodu, nie ważne
jakiego, najlepiej pszczelego a nie z ucha
(śmiech na sali).By było rozgrzewającego
potrzeba nam półtorej łyżki tartego imbiru,
także łyżka mielonego cynamonu, półtorej
łyżki kminku. A dodatkowo by było naprawdę
ostro po jednej łyżeczce pieprzu, kardamonu
i gałki muszkatołowej. Nie, nie proszę
pana, nie musztardowej (śmiech na sali). No
i jak się niektórzy potrzebujemy goździki,
a dokładnie osiem sztuk.
Teraz nastaje preparacja składników, te
winko nie chłodzimy, ale podgrzewamy z
miodem, ale nie gotujemy. Zestawiamy z
ognia i dodajemy przypraw. Kto jest w OSP?
Ok. to pan ma zgodę na zrobienie ognia
(śmiech na sali). Tak doprawione to nasze
bulgoczące dzieło przykrywamy i odstawiamy
na dobę. Ojej, ale posmutnieli, myśleli, że
już po wykładzie wyżłopią (śmiech na sali).
Po tej dobie zlewamy z nad osadu płyn, a
jeżeli on nie jest dość klarowny, a myślę,
że wszystko co mówię jest dość jasne to go
filtrujemy go przez kilka warstw gazy.
Haha, co się pan tak uśmiecha, a no tak,
słyszałem, słyszałem pan denaturat też tak
klarował (śmiech na sali). Oczywiście
opowiadając kawał, nie posądzam pana o
takie marnowanie gazy (śmiech na sali). Gdy
już dokonamy aktu filtracji, między czasie
flirtacji z jakąś fajną dziewczyną lub
jakimś ogarniętym bojem, ta druga opcja dla
pań (śmiech na sali) to przelewamy ten
płyn, oj nie, jeszcze nie do swych
żołądków, ale do butelki i odstawiamy, do
piwnicy. Nie macie piwnic, to do spiżarni i
niech tam leży, albo stoi, sam nie wiem w
zapomnieniu przez co najmniej miesiąc.
No dobra widzę, że jesteście niecierpliwi,
ale potrzebne do wcześniejszej sałaty są
np. podroby. Nie, nie podróby, ale podroby.
No to krótko kolejny przepis, ale
spokojnie, tym razem bez wygłupów. Nie
wygłupiajcie się ja też chcę jak
najszybciej skończyć, ale na prawdę sporo
materiału jeszcze mamy. Ok oto przepis na
Podroby.
Pół kilograma wątróbek, serc i żołądków
drobiowych, do tego dwie cebule pokrojone w
kostkę, także potrzebny smalec do smażenia.
Garść posiekanej natki pietruszki, ponadto
po dwie łyżki posiekanej mięty i listków
majeranku. Spokojnie ostrego sprzętu nie
trzeba mieć, bo tych łyżek nie siekamy
(śmiech na sali). Znów musimy z butelczyny
uwolnić kolegę winnego, a dokładnie
potrzebujemy jego cztery łyżki. A dla
osłody pięć łyżek miodu.
Zgromadzone podroby kroimy w cienkie paski
i nie ma lipy, bo gotujemy w osobnej
wodzie. Potem smażymy na smalcu, dla
skosztowania weźmy coś na palcu, ale stop,
czekaj bez przesady nie pchaj swych palców
w to mięcho, przecież się poparzysz. Do
tego dodajemy cebulę, nać pietruszki,
miętę, majeranek, no i tego, któregośmy
uwolnili (śmiech na sali). Gdy całość nam
zmięknie i zacznie nam zeznawać (śmiech na
sali) to doprawiamy solą i miodem. Także
najpierw skarcenie, ostre przysolenie, a
potem pocieszenie i słodkie pocieszenie
(śmiech na sali). No i tak zrobione
podajemy z chlebem i z masłem. Jeżeli macie
jeszcze sałatę ziołową to dajcie też, a co,
jak szaleć to szaleć (uśmiech
prowadzącego).
Teraz pewnie myślicie o tym hipokrasie w
piwnicy, no to kto na ochotnika pójdzie po
niego? O kurcze wszyscy polecieli, ciekawe,
czy wrócą na dalszą część wykładu?
Serdecznie dziękuję i zapraszam ponownie. Dziś nadrabiam ile się da moich zaległości u was :)
Komentarze (28)
Przez Ciebie zrobiłam się głodna:))
Bardzo ciekawie poczytać, co jadało się w epoce
Renesansu,
Dzięki, pozdrawiam serdecznie, Amorze.
AMORKU super:)pozdrawiam cieplutko:)
Lubię dania biedniejszych:)
Pozdrawiam:)
O kuchni też bym mogła pisać i pisać:-)
Pozdrawiam Amorku:-)
Bardzo ładny przekaz! Pozdrawiam!
piękne opowiadanie.
Ufff! doczytałam do końca i czekam na ciąg dalszy:)
jestem z zawodu Kuchmistrzem i pracowałem na wielkich
rautach i przyjęciach rządowych i parę przepisów znam
twoje niezłe ale bywają bardziej skomplikowane ,np
suflet supraise
Witaj,
sądzę że przydadzą się te przepisy smakoszom i
łakomczuchom.
Miłego wieczoru.
Serdecznie pozdrawiam.
Smakowite i okraszone szczyptą humoru. Pozdrawiam
Jestes jak dobra babcia, ze wszystiego potrafisz cos
do jedzenia zrobic;))
wystarczyło przeczytać i już jest człowiek najedzony
ale w kilku miejscach zamiast borowiki są borówki i
jakaś literówka czyli sam Pan naukowiec głodny jeszcze
nic nie ugotował z tych przepisów....pozdrawiam.
Zawsze na wiosnę tracę apetyt dziś po Twoim wierszu
wzmógł mi się.Pozdr.
Dziś było na kulinarnie, ale też fajnie... :)
No i zgłodniałam :) Może by tak wypróbować któryś z
Twoich przepisów ;)
Pozdrawiam Amorku :)