Za duszki
Poszedłem dziś na cmentarz – zgodnie z
tradycją,
W czasie jesiennej mgły i cierpkiego
deszczu,
Ten nasz krajobraz kiedyś ktoś nazwał
Galicją,
Ja go nazywam ziemią wiecznego szelestu.
Unosi się tutaj w powietrzu ten duszek,
Który na parkanach, między drzewami
świszczy,
Wyrywa paniom z kapeluszy stos piórek,
Przez uszy wlatuje, po czym tak głośno
piszczy.
Lecz nie jest to podmuch co liście z drzew
strąca,
Tylko wiatr rozsypujący myśli niedbałe,
W koryto szarej rzeki – głośnej i
rwącej,
Roztrzaskuje je z przyjemnością o skałę.
Zapada już powoli noc ciemna i głucha,
I setki zniczy natychmiast oświetla
drogę,
Znowu pada deszcz – tutaj mówią na to
plucha,
A ja stoję nad czymś, co nazywam swym
grobem.
Tutaj od lat spoczywa moje serce,
Niegdyś było tak zimne, później było
twarde,
Jeszcze kiedyś musiało umrzeć na twej
męce,
Wtedy było gorące, a dziś już jest
żadne...
Komentarze (6)
"ziemia wiecznego szelestu" - ładne określenie, smutny
przekaz.
Pozdrawiam serdecznie :)
Z zainteresowaniem przeczytałem. Wiersz oryginalny. I
melancholijny.
Daje do myślenia.
Bardzo smutne...
Bardzo smutny przekaz, w którego ostatniej strofie
kryje się zyciowa tragedia. Pozdrawiam autora.
Witaj.
Wiersz, który wpada w duszę.
Pozdrawiam.:)