Zachód
Ostatni oddech
tonącego Słońca
opłakuje
oświetloną ciemnością
ziemię.
Nieznajome oczy
topią resztki
mojego
poranionego bycia
w szklance
nieuniknionego tchnienia.
Nieznajome usta
pieczętują
wątłą pajęczynę myśli
przebłyskiem
nieuchronnego końca.
Gest,
którego już nigdy
nie zobaczę.
Zasłonią go chmury
niewidocznego horyzontu.
Słowo,
którego już nigdy
nie usłyszę.
Utonie w próżni
niejednakowych zeznań.
Kim jesteś?
Pytanie dryfuje
szukając wspólnego mostu
w piramidzie życia.
Kim jesteś?
Pytanie traci głos
wykrzykując bezradne
litery
szukania.
Niezapisane spojrzenie...
Wspólne głoski plączą się
w supeł
niezrozumienia.
Ostatni oddech
tonącego Słońca
opłakuje
oświetloną ciemnością
ziemię.
Do ludzi, którzy słowami potrafią zabić nawet najbardziej silną chęć istnienia.
Komentarze (4)
Niebanalnie napisany, ciekawa budowa no i... wciąga
treścią , zmusza do zastanowienia. Trafne, poetyckie
zwroty. Gratuluję, solidny wiersz...
czerwień zachodzacego słońca żegnając dzień maluje
obraz, zatapiając smutne myśli, gesty i żale za
horyzontem nocy...ładnie u Ciebie...Pozdrawiam
Zajrzałam , przeczytałam i chodzi mi po głowie ... kim
jesteś poeto , że Cię wcześniej nie spotkałam . Duży
plus :)
ładny wiersz i ciekawe porównania :) Pozdrawiam