Zaduszki
Listopadowy wieczór
wyjątkowy wieczór
spieszę na spotkanie
z tymi których już nie ma.
Metalowa brama
otwarta na oścież
długa wąska alejka
kamienna kaplica
dwie jodły.
Mogiły,
przystrojone kwiatami
oświetlone płonącymi zniczami.
Przystanęłam przy grobie
moich bliskich,
przy grobach znajomych.
Cisza
cisza zadumana
przepełniona tęsknotą.
Tęsknotę
leczą wspomnienia.
Kroki, ktoś idzie
przystaje tuż obok.
Uśmiecham się
rozmowa,taka ciepła
jak ciepło ulatniające się
z płonących zniczy.
Ty mówiąc patrzysz gdzieś w dal
kieruję swój wzrok
tam gdzie patrzysz Ty.
Widzę
pędzące czarno szare chmury
księżyc
i jedną małą gwiazdkę.
Spojrzałam na Ciebie
nadal jesteś nieobecny
nadal zapatrzony.
Dotykam dłońmi
rozgrzanych
szklanych zniczy
gdy wspomnę zawsze tak robiłam.
One ogrzewały mnie
Znów spojrzałam na Ciebie.
Uśmiechnąłeś się coś mówisz.
Powiedziałam .Dobranoc.
Wracam do domu.
Cmentarna brama
nadal otwarta.
Odwróciłam się by pożegnać się z nimi.
Płonące znicze,światło,zapach.
Na końcu alejki zobaczyłam Ciebie.
Spojrzałam w niebo
zobaczyłam
złoty księżyc
i jedną małą złotą gwiazdkę.
Komentarze (3)
Przeczytałam z zainteresowaniem, jestem pod wrażeniem
treści i stylu w jakim piszesz.
Pozdrawiam:)
bardzo wzruszający wiersz, piękny po prostu :-)
Jestem pod wrażeniem ciepła i czułych słów. Wiersz
trzyma w napięciu do końca, moje uznanie :)