Zaglaskac na smierc.
Ty calkiem pewny, ze milosc mi dajesz
i wszystko dla niej odkladasz na potem,
powtarzasz mi stale, ze jestem jedyna,
a ja wiem jedno- masz same klopoty.
Rano sie martwisz, ze boli mnie glowa,
ze kawy zabraklo i jej nie zaparzysz,
ostroznie mam jechac i dobrze parkowac,
bo nie daj boze, cos moze sie zdarzyc.
I zaraz telefon, jak dojechalam
i dzwonisz x razy, co mnie denerwuje,
bo musze ci w kolko powtarzac kochanie
jest dobrze, sie nie martw, a szef
obserwuje.
W otwarte ramiona wpadam do domu,
pocalunkami mnie obsypujesz,
podajesz obiad, cieple bambosze,
gazetke i kawe i kwiaty kupujesz.
A ja sie czuje jak lalka bez zycia,
jak swiatek na swiety oltarz wyniesiony,
to powiedz mi mily, najdrozszy, kochany,
kiedy nareszcie spelnie role zony?
I bede soba nareszcie do woli,
drzwi z hukiem trzasne upustem zlosci,
przesole obiad, zle zaparkuje
i kurtyzana po prostu w milosci...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.