Zaloty świerszcza domowego…
annie, która jeszcze nie słyszała świerszczy...
Do połowy maja ciepluteńko było,
jakby się przyrodzie wszystko pokręciło,
niczym w lipcu słońce przez cały dzień
grzało,
widać się naturze w głowie pomieszało.
Dawniej o tej porze to świerszcze
domowe,
jeszcze do poduszki wciąż tuliły głowę,
a dziś z norek wyszły rozrodu gotowe,
głosząc wszem i wobec miłosną swą mowę.
I melodię rzewną na skrzypeczkach grają,
w ten sposób o sobie znać samiczkom
dają,
gdy się któraś zjawi melodię zmieniają
i arią miłosną wówczas zadziwiają.
Przy takim artyście konkurencja siada,
zwabiona samiczka w trans miłosny wpada
i tańczy już w rytmie melodii owada,
a co było dalej, mówić nie wypada…
Komentarze (32)
podoba mi się
pozdrawiam
Pięknie napisałeś odnośnie żony, o tym co robisz... że
robisz. Pokłon.
Teraz Anna na pewno usłyszała świerszcze :-)Piękny
wiersz :-) Pozdrawiam :-)
Podoba się. Pozdrawiam.
fajny wiersz
Miłosne pląsania wśród owadziej muzyki, to ci trans
nie tylko dla samiczek...ludzie też w niego
wpadają...rzewnie i pięknie piszesz...
pozdrawiam
Zaskoczyłanie tym wierszem podoba się. Pozdrawiam
:)pozdrawiam serdecznie...
Udany wiersz pozdrawiam
Lekko i rytmicznie Marianie :)
a muzyka ma swoją moc.
Pozdrawiam
Ładnie ujęte.
Rozbudzasz wyobraźnię czytelnika.
Pozdrawiam
Marek
śliczny przyrodniczy wiersz... ciekawie o tych
zalotach świerszczy:-)
pozdrawiam
Ładnie:-) :-)
Pozdrawiam:-)
No ciekawe co sobie grali:))
ładny wiersz:) jak zawsze**
Pozdrawiam:)*
Witaj Marianie:)
....Posłuchałbym jeszcze co tam dalej było,
lecz się z tą pagodą coś nam popieprzyło:)
Pozdrawiam majowo:)