Zbierając bursztyny
Czy nagły poryw słonecznego serca
wyrzucił w kosmos złociste drobiny?
Czy supernowa, gdy jej dni dobiły
kresu, zechciała swoje prochy zesłać?
Może sierpniowe Perseidy zamiast
spłonąć w powietrzu, zastygły w
odmętach,
a gdy się Neptun w gniewie zapamiętał,
wyrzucił na brzeg, co w głębinach
znalazł.
Od jasnożółtych przez szafran i ugier,
jak tarcza słońca od świtu do zmroku
i te w kolorze spadziowego miodu
jak twoje oczy, te najbardziej lubię.
Złote kamyki na otwartej dłoni
pogodę ducha i pomyślność wróżą.
Że z gwiazd nie spadły, aż uwierzyć
trudno.
Wiem, że to kiedyś las z bólu łzy ronił.
Komentarze (16)
Wiersz piękny jak ten bursztyn.))
Bardzo ładnie:)pozdrawiam
Witaj Basiu.Po takim wierszu czuję,że muszę przyjechać
do Praszki...
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo ładna bursztynowa zaduma, w rytmicznym wierszu
z rymami okalającymi. Miłego dnia.
Piękny wiersz dotyczący jantaru,
też mam wiersz o tej tematyce pt Pamiątka znad
morza,lecz Twój znacznie bardziej mi się podoba.
Miłego dnia życzę:)
Ciekawa wizja powstania jantaru.
Ostatni wers nawiązuje do
żywicy, która była obficie produkowana przez drzewa w
okresie wzmożonej aktywności wulkanów i wpływała w
miejscach ich zranień.
Dobrej nocy :)
Piekne slowa pozdrawiam
Ładnie. Bardzo.
Bardzo ładnie o tych bursztynach. Tylko ten ból lasu
trochę mi "nie leży"... Ale to drobiażdżek.:)
Bardzo.
bardzo fajny wiersz, starannie napisany:)
w odmętach, literówka chyba.Z każdego bólu rodzi się
piękno.Pozdrawiam.
Trochę przez kosmos mnie przeciągnęłaś ale za to
wynagrodziłaś wspaniałym wierszem za co
dziękuję.Pozdrawiam miłej nocy.
Ładna refleksja. Dobranoc
Miło przeczytać ...
+ Pozdrawiam (:-)}