Zbyt Samotni
Zawsze odchodziłeś
a wraz z tobą twój przyjaciel
mrok
Ty zawsze odchodziłeś
do krainy jaśminu
w jej ramiona
do jej blado poddanego ciała
ona czekała na odległy
szept ukochanego
Tak mój drogi
błękit gwieździstego
nieba nocy letniej
krzyczałeś o pomoc
trupie ciało
pozostawione
alkoholowej nirvanie
Twoj krzyk zbyt głośny by był
usłyszany
Ty zawsze przychodziłeś nocą
jak wąż zakradający się
cicho
Twoje zimne ciało
znalazło się
w cieple mojego
Twoja obcośc
Na pirackim statku
Magnolii
Byłeś pierwszy
Na mych wodach
lubiłeś ranić
i znajdować schronienie
gdy spojeni ciało ciałem
wracaliśmy do obłudy
zapominaliśmy po to
by być zbyt samotnymi
by zostać
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.