Zdradzona
Zwykły dzień,
Słońce przez okno zagląda.
Po domu niesie się rozkoszny zapach
kawy.
Cukiereczek w klatce wesoło pogwizduje.
Ty jak zwykle biegasz,
Szukając odpowiedniej koszuli,
To skarpetki mają być czarne nie szare.
To krawat w nieodpowiednim kolorze.
W między czasie zjesz kanapki, które
przygotowałam.
Wychodzisz mówiąc „nie czekaj na mnie
z kolacją”.
Łzy zapiekły pod powiekami.
Tak, zdaję sobie sprawę, że jest ona.
Nie dotykasz mnie jak dawniej.
Nie uśmiechasz się, nie tulisz do
siebie,
Nie szepczesz czule.
I ten zapach jej perfum,
Kiedy bezszelestnie wkradasz się pod
kołdrę,
By mnie nie obudzić.
Po bladym policzku toczy się zdradliwa
łza.
Bezwiednie zaciskam dłoń na ostrzu noża.
Krew jak piasek w klepsydrze,
Odmierza czas.
Kap… kap… kap…
Kanarek zamilkł nagle, niebo się
zachmurzyło.
Zrozpaczony szept poniósł się po domu,
Kiedy wrócisz kochanie?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.