źdźbło...
Cichość. Mistrz właśnie koncert zaczyna.
Instrument wiotki do ust przykłada,
prawie dotyka warg w pocałunku.
Szepce do niego. Czyżby pogadać,
chciał na chwil parę, przed wspólnym
graniem –
słuchacz poczeka na pierwsze tony.
Jednak się waha, czy też meloman będzie
z pokazu zadowolony.
Chwila zadumy. Gładzi palcami
wiotką strukturę własnego cienia,
dotyka w zgrabnym karesie lica.
To jednak faktu wcale nie zmienia,
że czas już zagrać. Niech płynie muza,
szumna, szelestna, czesząca łany.
Oby ten pokaz wirtuozerii,
był w swojej sile zapamiętany.
Płyną tonacje, wolne, świszczące.
Snują się poprzez miękkość murawy.
Koncert maestrii niepowtarzalnej -
gra wiatru na źdźble skoszonej trawy.
Komentarze (43)
Koncert, koncert, koncert...
Wirtuozeria słów, pięknie
Ciekawe spostrzeżenie na ten "wietrzny koncert"...
Serdeczności:)
Przyjemnie się czytało.
Ukłony!
Z podobaniem
:)
...masz rację milasek@, wiatr jest mistrzem w swoim
fachu:))
dzięki za odwiedziny; pozdrawiam...
bardzo ładny wiersz:)) zagrany iście po mistrzowsku:)
pozdrawiam
...jak byłam małą dziewczynką próbowałam grać na
źdźble trawy; nie wychodziło:(
dziękuję państwu za odwiedziny; pozdrawiam miłego dnia
życząc:))
Zachwyca wiersz
Pozdrawiam serdecznie :)
Co za natchnienie i gra godna mistrza. Pozdrawiam.
cudne zagranie!!
...dziękuję wals2 za odwiedziny i serdecznie
pozdrawiam:))
Wiersz wspaniały w mojej tonacji, grywałem 15 lat na
weselach, festynach, zabawach na strychu
w stodole solo i w zespole.Pozdrawiam