zepsucie rzeczy pięknej (sonet)
z jej ust powodzią wypływa żółć
ubrana w złamany kręgosłup moralny
kroczy dumnie w strefie snu
zostawiając paznokciem głębokie rany
wciąż smakuje jak słone są jego łzy
doprawiając je goryczą porażki
w kąśliwym uśmiechu skręca twarz
wypruwając zeń trzewia i flaki
swą miłością karmi go łapczywie
jak szczura chłonącego truciznę
jest pewna, że zmyje niechcianą bliznę
tak kocha go zwodzić i ciągać za nos
nagą stopą po szklanych odłamkach
że nawet nie wie, jak bardzo kaleczy się
sama.
Komentarze (3)
A cóż to za kobieta była... ja czasami jestem wściekła
,ale czasami, a ta do dna zepsuta. Pięknie ją
opisałeś, chyba nie z autopsji?
Wiersz momentami nawet ciekawy, niestety psują go
niepotrzebne rymy, a szkoda.
no tak,nawet nie wiemy czasami ,jak łatwo zepsuć coś
pięknego,obrzydzić i okaleczyć na zawsze...podoba mi
się Twój wiersz:)