Zginiesz!
Zginiesz marnie trafiony przeze mnie.
Twe lica przeobrażą się w
kolonie robaków mętne.
A ja Ciebie liściem oblokę
byś nie śmierdział wiecznie.
W materiał przycisnę,
twarz hustą zakryję.
Dół wykopię i rzucę Cię tam
na zapomnienie!
Ciała nie znajdą Twego myśli ludzkie,
ani tego kto Cię wkopał.
Będą krzyczeć; zaginiony!
Potem szukać ruszą.
Czy pomyślą, że to właśnie ja
Twemu zniknięciu zawiniony?
niech zmilkną Bogowie,
zasną światła gwiedździste,
póki ja żyję, nikt się nie dowie!
Nie ma ciała Twego, nie ma
tropu więc żadnego.
Twą śmierć niedługo już tylko
te robaki pamiętać będą
co Cię zjedzą!
Ha! zjedzą!
I co wtedy?
Robaków szukać na przesłuchanie będą?
Nawet one nie wiedzą
co za ścierwo zjadły,
tak podobne do ich zwykłego jadła.
Choć współwinne, jest to rzecz jasna.
Niech więc spalą ludzie miasta,
państwa wielkie, wszelkie królestwa,
ja od dziś Cię nie znam trupie!
Przestań mi wspomnienia wiercić!
Jam Cię zabił, jam największy,
gadam jakbym żywym Cię znał nadal.
Więc wariuję? To robaków wina!
Jam Cię nie zjadł!
Wezmę wina.
Mówię o przyszłości, jakby teraz.
Najpierw Cię zabiję, potem będę
przed wspomnieniem uciekać!
Komentarze (1)
Ostry wiersz. Aż mi ciarki po plecach przeszły.
Ale plus zostawiam