Zgubiłam się o świcie
Zgubiłam się dzisiaj, zgubiłam o świcie. O
świcie, kiedy dopiero zaczyna się życie.
Nikt mnie nie widział, w siebie na stałe
zapadłam sie skrycie.
Dążyłam do źródła nadziei, przemierzając
kilometry bezkresnej kniei. Wplątując swe
włosy w gałęzie spokoju, lecz zbyt
przerażona, z nimi stawałam do boju.
Pędziłam potykając się o korzenie prawdy,
ale nie zatrzymały mnie, bo zwątpienie
kazało mi biec dalej, w głębie kłamstw
dawnych. Liście miłości spadały mi na twarz
i ramiona, ale ja byłam zbyt mocno
zaniepokojona, by się nimi zająć...
Dotarłam do źródła, ale tym źródłem była
kobieta wychudła. Spojrzała na mnie,
szepnęła: mnie szukałaś.
Nie uwierzyłam, stałam jak wryta, słońce
wschodziło, słyszałam jak zgrzyta,
przechodząc przez gałęzie, szarpiąc o
liście, spadając na korzenie. I nagle
dotarło do mnie...
jedno wychudłej kobiety skinienie... A
zrozumiałam.
Nadzieja umiera jeśli nie wierzysz w spokój
i prawdę, jeśli nie kochasz, dogaszasz jej
gwiazdę.
Kobieta była Nadzieją... Umierała, bo nie
wierzyłam, nie kochałam, choć tyle mi
znaków wysłała, ja nic nie zrobiłam.
Skinęła na słońce. Słońce wschodzące.
Słyszałam jego zgrzyt i czułam promienie
palące. Powinnam uciekać, ale zostałam.
Kobieta upadła i ostatnim tchem szepnęła:
za późno zrozumiałaś...
Wtedy słońce oślepiło mnie całkiem. Stałam
w kniei, w siebie zapadłam sie skrycie.
Słońce wschodziło, zapomniałam o zgrzycie,
stałam w kniei...
Zgubiłam się o świcie...
Komentarze (2)
Popracuj nad techniką zapisu, bo nawet się czytać nie
chce, a może są tam pewne wartości, które niestety nie
zachęcają do odkrycia.
Piekny wiersz. dobrze się go czyta. Dotykasz problemu
codziennego zagubienia tysiąca ludzi. Miłości i wiary.
Wileki szacunek za styl/+