Zimna blondynka
Brat podarował mi blondyneczkę,
Krągła, tłuściutka-przeszło sto kilo...
Do dom przywiozłem tę panieneczkę,
By się nacieszyć radosną chwilą.
Na rękach wniosłem ją do chaty,
Na marmurowym złożywszy stole
Westchnąłem w duchu: Jestem bogaty!
Dziś, to ja z tobą, oj! Poswawolę...
Ślinka mi cieknie na widok damy,
Myślę-od czego by tu zacząć...?
Głowy czy szyi, kolanek-abym
Nie sknocił sprawy, jak się nią zająć?
Głaszczę po karku-zamknięte oczy,
Więc za uszami-też nie otwiera!
Czuję, jak serce krew moją toczy,
W skroniach pulsuje jak cholera!!
A ona nic i bez ruchu leży!!
Czy stół ją ziębi, czy źle się biorę?
Masuję wszystkie kręgi „pacierzy"
*
...Aleś mi bracie ufundował zmorę!!
Płyną minuty, potem godziny...,
Choć z panienkami ja oswojony(?)
Nie wiem jak zabrać się do gadziny,
Choć ją pieściłem z wszelakiej strony!
Czekaj no!- myślę! -ty tłuściochu!
Muszę cię w końcu jakoś rozebrać.
Przyniosłem topór-a masz śpiochu!
Trzask-prask za uchem- takaś królewna...
Głuchy trzask kości aż na kafelki...
Bryzgnął kawałek mózgu niewielki!
Świńska blondynko, tłuściochu wszelki,
Będą szyneczki z ciebie, serdelki...
* kręgosłupa
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.