ZIMOWY RAPSOD
Wczoraj cieniem twoim byłam, za oknem
świecił na srebrno, łysy przyjaciel nocy .
To była jasna noc .
Wszystko na dworze pobielił śnieg.
Wokół nas tężało powietrze ,oddech był
coraz krótszy .
Miałam nieodparte wrażenie że las mnie
wzywa.
Pokój się kurczył, wzrok się wytężał jak
alchemikowi co do menzurki życia
alabastrowy nektar wlewa.
Coś rozgoniło strach w moim sercu, biło
inaczej, bezpieczniej, niedorzeczniej, po
prostu niedbale.
Niebyło mnie tam , zostałam wciągnięta na
drogę gdzie między gałęziami na śniegu
stopy wpadały w odciśnięte tropy .
Lekki mróz zmroził mi policzki stalowa noc
przeszywała lodowatym chłodem .
Na własne oczy widziałam cię w oddali za
jakimś drzewem i już zdawało mi się że
jestem tak niedaleko.
Nagle lekki oddech znikomy tak i
niespełniony połaskotał moje dłonie .
Z rozczarowania jak po nieudanym zbliżeniu
z twierdziłam że wole okrutną nieludzką
samotność bliską agonii niż dać powrócić
zwyczajnej realności chwili.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.