Zjeść konia z kopytami
W brzuchu mi burczy z głodu umieram
Skąd mi się wzięło to powiedzenie
Że z kopytami konia zjem teraz
Przecież koniny ja wcale nie jem
I te kopyta to jakaś kpina
One w ogóle są niejadalne
Czy to możliwe takie coś wcinać
To powiedzonko jest nienormalne
I zamiast zrobić śniadanie sobie
Śmiesznie próbuję się z tym uporać
Szukam wyjaśnień w mej pustej głowie
W końcu nadeszła obiadu pora
Są więc bez sensu te rozważania
Nie strawię przecież całego konia
Przez niego jestem wciąż bez śniadania
A do wieczora mogę już skonać
Komentarze (70)
Zakochana w wietrze ciekawy punkt widzenia :))
hahah...pozdrówka! :D
To chyba spod Stalingradu powiedzenie. Ja wiem, że jak
głód był, to ludzie nawet kopyta gotowali... :(
Fajnie na wesoło o głodzie. :)
Ściskam. :)
I linia utrzymana, dobre powiedzonko lepsze od
siłowni...
Pozdrawiam z uśmiechem...
marekg - dzięki, że zajrzałeś
GrzelaB - dziękuję ślicznie i pozdrawiam z uśmiechem
:))
Trafia w mój gust :). Pozdrawiam.
wiersz z ogromnym końskim apetytem .pozdrawiam
brzoskwinko dziękuję za komentarz ;)
jak się bywa głodnym to różne myśli przychodzą do
głowy i smaki ...uwielbiam czekolade lecz muszę
obejść się smakiem bo od strzału całą bym zjadła
serdeczności:)
Dziękuję kolejnym gościom za odwiedziny i Wasze
uśmiechy :)
Halinko, anastazjo, enigmatyczna :)) pozdrawiam
cieplutko z uśmiechem :)
ikcesok tak kopytka na obiad bardzo pasowałyby do
moich rozważań :))))hahah... pozdrówka!
Pani L widzę, że z niejednego pieca się chlebek
próbowało, ale to fajnie poznawać nowe smaki
:))pozdrawiam z uśmiechem i życzę smacznej kolacji :))
matbusz odpozdrawiam także :))
Dziękuję za odwiedziny miłego
wieczoru, nocki oraz uroczej,
a także każdego kolejnego dnia życzę.
Serdecznie pozdrawiam i plusika wstawiam.
https://www.youtube.com/watch?v=fEE9AjAsq-0
Cześć JoViska
Powiem ci tak. I owszem czasem zapominam zjeść
śniadania, ale o 11.00 jak w zegarku już niucham po
lodówce, co by tu pochłonąć?
Co do koniny to jadłam befsztyk z polędwicy do tego
frytki i micha sałaty z winegretem.
Tam gdzie zjadłam taki obiad konina jest w
niebotycznej cenie, ale było pycha!
Kiedyś w Warszawie były tzw. końskie jatki i tam
kupowałam polędwicę.
Przez krótki czas mieszkałam na śląsku, jedna z
sąsiadek poczęstowała mnie rosołem z koniny, też
jadalny.
W Laosie podali (jako regionalny przysmak) zupę z żył
i ścięgien wieprzowych.
Wyglądało to jak woda po myciu podłogi z kawałkami
szmaty, ale zjeść trzeba było, żeby nie obrazić
gospodarzy. Brrr...... to dopiero było przeżycie!
A co do końskich kopyt chm....jeśli dobrze zrobiona
galaretka, lub tzw. zimne nóżki, bo różnie to nazywają
to spróbuję.
Jedynie nie mogę się zmusić do tych małych krewetek,
mam okropne skojarzenia.
Pewnie myślisz, że muszę być gruba jak szafa
trzydrzwiowa, nie tam chuda jestem aż wstyd, tyle, że
wszystkiego ciekawa.
No tak, ja tu się rozgadałam, a już czas na kolację,
idę buszować w lodówce.
Pozdrowionka.
Trzeba było na obiad zrobić kopytka :)) a tak na
serio to rozbawiłaś mnie tymi przemyśleniami :)) fajny
wiersz, banan od ucha do ucha :)) pozdrawiam
serdecznie
+,sorry skleroza, ale już się poprawiłam :)
Fajny, z poczuciem humoru. Uleńko, jak to porzekadła
mają się nijak do życia. Bo jak zjeść konia całego,
jeszcze z kopytami, tym bardziej, że koniny nie jadamy
;-). Serdeczności niedzielnym popołudniem :-).
Zabawny wiersz... i dobrze. Jakoś nie umiem pisać
zabawnych wierszy.